/ mat. prasowe

Polska migawka: postkwarantanna edition

Powszechny lockdown już dawno zakończony (chociaż drugi, związany z drugą falą zachorowań, nieśmiało czai się za rogiem), więc i czasu na słuchanie jest mniej. Za to coraz więcej nowych premier, niespodzianek, powrotów, ale też końców. Zapraszamy do kolejnej części naszej polskiej migawki.

W rapie jak zwykle dzieje się sporo. Na pewno warty odnotowania jest fakt, że Konera, o którym pisaliśmy w poprzednim wydaniu „migawki”, dołączył do netlabelu Peleton Records. Z tej okazji ukazał się materiał „Marcel Desailly”, czyli nowe miksy utworów z poprzedniej płyty rapera. Poza tym do Def Jam Recordings Poland dołączył Berson, który jak na razie ma koncie kilka całkiem udanych singli, na czele z „Gattuso” produkowanym przez atutowego i „Kwa Kwa” z gościnnym udziałem Kaza Bałagane. Na album Bersona warto czekać przede wszystkim dlatego, że produkcyjnie dużą rolę ma tam odgrywać atutowy, a tegoroczna płyta Miłego ATZ pokazała, że potrafi on przeobrażać raperów w twórców największych bangierów.

Idąc dalej w rapowy świat, świetny debiut (chociaż jeszcze z ubiegłego roku) zaliczył duet Lordofon. EP-ka „Plastelina” (wydana nakładem Asfalt Records) to mieszanka świetnej produkcji (czasem szorstkiej, czasem lekkiej, czasem euforycznej), bystrych tekstów i charakterystycznego flow. Follow-up do Johna Coltrane’a w „Harakiri”, nostalgia w „2012” i jakościowy storytelling w „16mm”. Dzięki temu wszystkiemu można słuchać na zapętleniu wiele razy, a przecież przede wszystkim o to chodzi. Aktualizacja: debiutancki album „Koło” już 16 października, a promują go single „Figaro” i „Opener”.

Jest też Miętha, kolejni podopieczni Asfaltu. Target podobny do Lordofonu, ale nieco więcej monotonii. Mimo wszystko też warto posłuchać, choćby dlatego, że ostatecznie to i tak bardzo przyzwoity pop rap, z melodyjnymi refrenami. Album „Szum” ukazał się na początku czerwca, a jego highlightami są utwór tytułowy i „S.U.V.”. Nowy album wydał też (nakładem Def Jam) weteran sceny – Włodi. We współpracy z 1988, producencką połówką duetu Syny, powstała płyta „W/88”. Gęste, zamglone bity i klasyczna, oldskulowa nawijka składają się na bardzo dobry album, którego brakowało na polskiej scenie.

I w końcu kolejni przedstawiciele asfaltowej myśli nowego r&b: The Small Town Kids. Płyta „Miasta duże i małe” ukazała się na początku września i wpasowuje się w trochę-rapowy klimat wspomnianych w powyższych akapitach asfaltowych artystów. Minimalistyczne podkłady z różnorodnym instrumentarium, zapożyczenia z angielskiego w tekstach, sporo melodyjnych zaśpiewów – to wszystko dodaje jakości twórczości duetu. Słucha się tego naprawdę przyjemnie.

 

W kwestii dusznej produkcji warto zwrócić uwagę na projekt Duchy of Warsaw. Utwór „Hood Apparition” sampluje „Flashing Lights” Kanyego Westa, ale w bardzo przewrotny i mało popowy sposób. Poza tym odwołuje się do „Dziadów” Mickiewicza (albo do Kultu) i outrem kreuje bardzo niepokojącą atmosferę. Na „Boy Better Know” jest już lżej, ale to wciąż charakterystyczny, cięty styl, który warto zapamiętać i mieć Duchy of Warsaw na uwadze w przyszłości.

Queerowy rap to w Polsce zjawisko niemal nieistniejące, dlatego młody polak to tak ważny projekt. EP-ka „Oddychaj, zabijaj” to niespotykany mariaż disco / eurodance z eksperymentalnym rapem o uczuciach. Nie da się przejść obok tego obojętnie. A skoro mowa o eksperymencie, to pasuje też JAN z EP-ką „0ground”. Gościnny element quasi-rapu wprowadza na nią Wojciech Bąkowski, ale poza nim jest to raczej połączenie bubblegum bassu, UK bassu i eksperymentalnej elektroniki. Połączenie bardzo dobre, co warto dodać. A jeszcze w kwestii rapu i to mocno abstrakcyjnego i niezwykle klimatycznego: Czarodziej i Pan Enigmo z ich self-titled, czyli nowi podopieczni labelu Nagrania Somnambuliczne. Dobrze, że wytwórnia rozszerza gatunkowy katalog i dobrze, że tak udanym projektem. Aha, i jeszcze Asthma. Niby oldskul, ale z szalenie aktualnymi i ważnymi tekstami. Szczególnie w utworze „Charakterystyka bloku” czy „Centrala”. To jest głos obecnego pokolenia. Amen.

Swój debiutancki album w końcu wydała Nath. „Nathing” oparty jest na lo-fi, trochę jazzujących bitach i płynie sobie powoli niczym największe letniaczki Schaftera. Zresztą, oboje czują słowa na podobnym gruncie. W poprzedniej migawce zwracaliśmy uwagę, że Nath świetnie rozumie melodykę słów i na debiutanckiej płycie świetnie to słychać. Co prawda lepiej wypadają utwory w dusznych barowych oparach („dym w oku”) albo o nostalgicznym klimacie („nowe dni”), ale nawet te czysto trapowe bynajmniej nie zaniżają jakości płyty. Śmiało można obstawiać, że to wydawnictwo znajdzie się w polskiej rocznej topce.

 

Jak zwykle, jeśli nowy Młody π się ukazuje, to w pełnej DIY klasie. Tym razem podkłady wzięte są m. in. od Boards of Canada i Alexa G, a sam materiał to w końcu długograj, zatytułowany po prostu „LP”. Na pewno nie jest to poziom „Zdycham powoli ale konsekwentnie EP”, ale z tyłu głowy należy mieć, że to płyta wyjątkowa i niepodrabialna, więc porównywanie do niej czegokolwiek może być krzywdzące. Co więc można powiedzieć o „LP”? Są popkulturowe odniesienia, mnóstwo zabaw słowem, grząskie depresyjne tematy i zmęczony życiem raper, który to wszystko z siebie wypluwa. W kwestii DIY dobrze wypadł też Prometh w utworze „ta piosenka nie jest smutna”, który, co warto dodać, powstawał w typowo pandemicznych realiach (nagrywanie telefonem i te sprawy). Nad nieoczywistą przebojowością czuwał też Młody Dzban, który odpowiadał za mastering. Świetne.

Dla Opus Elefantum Collective ostatnie kilka miesięcy ponownie stało się szansą na wydanie kilku bardzo jakościowych wydawnictw. Przede wszystkim Spopielony i jego świetna EP-ka „Occultt” z gęstym ambient techno, a nawet elementami trance. Poza tym nowy materiał od Zguba (ambientowa EP-ka „Pomór”) i od Plastelina (też ambientowa EP-ka – „Deszcz”). Ukazał się również split wyżej wymienionych, czyli taneczny singiel „Zguba / Plastelina”. O nowej płycie Królówczanej Smugi, czyli „ODRAPDORAP”, już wspominaliśmy. To ekscentryczny miks avant-folku, eksperymentalnego rapu i noise’u. Jako wisienka na torcie pełnoprawna płyta jednego z najlepszych polskich projektów – Vysoké Čelo. „Űrkutatás” ukazał się w czerwcu i stanowi powrót do space ambientowego brzmenia o niepodrabialnym klimacie. W październiku nadchodzi też premiera debiutanta w katalogu Opus Elefantum – Buildings Like Radiators z albumem „Desolation Saga”. Pierwsze dwa single napawają ogromnym optymizmem, bo takiego lo-fi songwriterstwa z wyczuciem dawno w Polsce nie było. „Twin Beds” to must hear.

Label Polena Recordings dostarczył nam dwa udane minialbumy. EP-ka „Jewels” Boryna, wrocławskiego DJ-a i producenta, to materiał pękający od funku i balearic beatu z istotnym towarzystwem starannie wyselekcjonowanych sampli. Silny taneczny potencjał mógł się pewnie sprawdzić na wielu plenerowych imprezach minionego lata. Bardziej w stronę house’u i disco dryfuje „Weź mnie ze sobą” od Das Komplex. Cztery utwory, ale za to bardzo rozbudowane. W piosence tytułowej można usłyszeć śpiewającą Emose Uhunmwangho, a „Zbliża się zima” to dwunastominutowa psychodeliczna kompozycja z nie tylko tanecznym potencjałem. Szkoda, że już po lecie, bo słuchanie takich rytmów nad morzem albo nad rzeką to synonim szczęścia.

Głośno i szorstko – tak właśnie gra grupa Rozwód, czyli skład przewrotnie powstały po rozpadzie zespołu Wesele. „Pompy” to trwający ponad pół godziny instrumentalny miks noise, ambientu i dubu, z silnym wskazaniem na powtarzalność fraz. A jeśli mowa o graniu niekoniecznie tylko instrumentalnym, jest „Księga dżungli” od Huty Plastiku. To posępny post-punk, który mocno zakorzeniony jest w polskiej klasyce tego gatunku (słychać stary Kult, słychać też trochę punkową Armię). Udany materiał. Źródło w post-punku, ale efekt ostateczny gdzieś w synthpopie albo coldwave ma EP-ka „Berliner Vulkan” Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi. Z jednej strony brzmienie mroczne, poważne, pełne syntezatorowych detali, z drugiej bardzo melodyjne, a wręcz taneczne. Ten zwrot w twórczości śląskiego projektu naprawdę jest warty uwagi.

 

Happyboys to duet naprawdę intrygujący, który brzmi jak mieszanka coldwave, emo rapu i anglopolskich tekstów à la schafter. Czy z takiego miksu może wyjść coś dobrego? Otóż jak najbardziej i tym czymś jest EP-ka „Szklarnia”. W kwadrans dzieje się więcej niż na wielu innych pozornie ciekawszych płytach. Za to wydana w wakacje (w końcu, bo chwilę trzeba było poczekać) EP-ka „Bummer” od Love Glove jest nawet lepsza, niż można się było spodziewać po singlach. Słychać trochę alternatywnego metalu zbliżonego brzmieniem do Deftones, poza tym jest bardzo melodyjnie i obficie w zapamiętywalne riffy. Najntisy w pigułce.

Pusta Przestrzeń z EP-ką „Pustka” już w przedbiegach wygrywa bitwę o najlepszą okładkę roku. To jednak nie jedyna zaleta tego wydawnictwa. Cztery alt / pop rockowe utwory aż kipią od chwytliwych riffów i melodii. To najlepsza gitarowa szkoła i bardzo dobrze, że o chłopakach jest coraz głośniej. Chociaż ciągle zbyt cicho. Nie słychać też za bardzo o Atom Split i to kolejne wielkie niedopatrzenie. Krakowskie trio łoi tak przyjemny noise, że ich debiutancki self-titled aż sam włącza się na zapętlenie. Oby jak najprędzej mogli rozwinąć swoje skrzydła na żywo.

Z cyklu gitar klimatycznych, post-rockowo-shoegaze’owych: zespół Tabu de la Rosa z Torunia. Singiel „Kamala” był już bardzo zachęcający, a teraz jest do odsłuchu cały album – trwający prawie godzinę self-titled. Gitarowy zamysł przyozdabiają nutki space rocka i psych rocka. Jest więc wciągająco. Bardziej w kierunku slowcore i dream popu odchodzą Free Games for May, o których zresztą już mieliśmy okazję pisać. Teraz jednak ukazała się ich druga EP-ka, „Leave a Bruise”, która pozwala zaobserwować rozwój zespołu. Słucha się jej bardzo przyjemnie i wydaje się być bardziej wyrazista niż poprzedni materiał zespołu. To dobra droga. No i Strangers in My House. Czekaliśmy na ich debiutancką EP-kę i w końcu się doczekaliśmy – oto jest self-titled. Taki shoegaze gra w Polsce mało kto – silnie zatopiony w brytyjskiej najntisowej tradycji i wielowarstwowy. Z powodzeniem można się w nim rozpłynąć. I dlatego jest taki dobry.

 

Debiutancki album Alfah Femmes już coraz bliżej. My mieliśmy okazję słyszeć „No Need to Die” i śmiało możemy powiedzieć, że będzie to topka tegorocznych polskich albumów. Mnogość pomysłów, gatunków i inspiracji jest naprawdę porażająca, a wydane przed premierą single idealnie to oddają. Na podsycenie apetytu przed 23 października: najnowszy jak dotychczas singiel – ten tytułowy, mieszający ejtisowy synthpop i przebojowy dance-pop.

Trudno uwierzyć, że Bluszcz mają już na koncie trzy płyty. Najnowsza z nich, „Kresz”, ukazała się pod koniec września, czyli dokładnie trzy miesiące za późno. Wszystko dlatego, że letni vibe, jaki z niej bije, jest naprawdę mocny. Dodatkowo są odwołania w tekstach do Myslovitz czy Mars Volta, jest sophisti-popowa ballada („Sopot ’86”), jest cover Maanam („Wyjątkowo zimny maj”). Naprawdę dobra płyta.

Skoro mowa o sophisti-popie, to w końcu do żywych powraca Better Person. Jego album „Something to Lose” ukaże się pod koniec października, a na razie możemy się zasłuchiwać w dwóch singlach – tytułowym i „Close to You”. Drugi jest utkany z drobnych motywów i pomysłów, a pierwszy stanowi wzór przewodniego singla, bo od razu przykuwa uwagę świetną gitarą i partiami saksofonu. Warto dodać, że za mastering odpowiada zdobywca Grammy Greg Calbi, a miksem i produkcją zajął się Ben Goldwasser z MGMT. Forma Adama Byczkowskiego i plejada gwiazd wróży sukces nadchodzącej płycie.

Trochę sophisti-pop, trochę house, trochę electropop. To gatunki, które opisują EP-kę „House of Agus” Agus. Chociaż artystka dała się na początku poznać hipnagogicznymi utworami, teraz eksploruje bardziej taneczną stronę muzyki popularnej. Bez przeszkód udaje się jej osiągnąć spójność materiału, błyszczy również produkcja, która również jest dziełem Agus. Melancholijna nutka również pozostała, głównie za sprawą wokalnych efektów. W kontekście zmyślnie wyprodukowanego electropopu jest jeszcze Maira (dawniej Ja Miron). Utwór „W pogoni” to przyjemny letniaczek, więc szczęśliwi mogą być ci, którzy odkryli go właśnie w okresie lata. A to wszystko w szanowanej wytwórni U Know Me Records z Inventem w roli producenta.

 

Paradoksalnie Jakub Ambroziak i Jakub „Nox” Ambroziak to inne osoby. Ten drugi tworzy mroczny electropop, ten pierwszy, pod pseudonimem TeaBeforeSleep, gra bedroom pop w najczystszej postaci. EP-ka „Snowdrop” to kwadrans beztroskiego grania. Czy będziemy mieli polskiego Boy Pablo? Być może, ale twórczość Jakuba jest nawet bardziej zróżnicowana.

Trochę o bedroom pop (ale jednak bardziej o indie) zahacza również album „Piosenki dla dziewczyn” Wojciecha Brożka, członka gorzowskiej sceny, związanego z projektami Żółte Kalendarze czy Usta Krwawiące Miłością. Wyrazista, lekko przyćmiona gitara, przemyślane teksty, dodatkowe syntezatory. Słucha się tego naprawdę przyjemnie. Sznyt sypialnianego grania, ale o bogatej aranżacji, można również usłyszeć w utworze „Cząstka lata” od Maya Krav. To co prawda jedynie niedługi instrumental, ale starannie dopieszczony i bardzo klimatyczny. Daje ogromną nadzieję na przyszłość.

Kilka słów o mainstreamie. Zaskakująco dobry utwór wydali Fisz Emade Tworzywo. „Kurz” tekstowo porusza ważne tematy, a muzycznie odlatuje nawet w stronę lekkiego IDM, co rokuje naprawdę dobrze. Bracia Waglewscy odkurzyli też inny projekt – swoją współpracę z ojcem, czyli Waglewski Fisz Emade. Singiel „Ziemia” to również zaangażowany song, który jednak muzycznie trochę rozczarowuje zbyt statycznym brzmieniem. Nowości można też usłyszeć od Fismolla. „Nos” jest przyjemny, ale naprawdę jasno świeci „Na co ci to”, świetna folkowa kompozycja z potencjałem dotarcia do nowych słuchaczy. Nową płytę wydał Krzysztof Zalewski. „Zabawa” ma swoje momenty (szczególnie dance-punkowy utwór tytułowy), ale często też nudzi. Za to „Nie mamy czasu” Darii Zawiałow, ze specjalnej edycji jej ostatniej płyty (pytanie: po co?) broni się głównie ciekawym teledyskiem, bo brzmieniowo to trochę odgrzewany kotlet.

Dalej pozostajemy w mainstreamie. Album „Noc” wydał Baasch. Artysta zrezygnował ze śpiewania po angielsku, co szczególnie odbija się w tych momentach, gdzie teksty się nie kleją i brzmią po prostu słabo. To spory minus nowej płyty, ale na szczęście jedyny – brzmieniowo dalej wszystko kręci się w okolicach mrocznego electropopu, w nagrywaniu smyczków pomagał Tomasz Mreńca, a całość jest bardzo zwarta i taneczna, chyba nawet porównywalna jakością do debiutu. Warto w miarę możliwości łapać artystę z tym materiałem na żywo. Podobnie jak Kasię Lins, której „Moja wina” stała się z miejsca najlepszą pozycją w dyskografii. Przede wszystkim wrażenie robią szorstkie gitary o post-punkowym sznycie, świetne teksty, bogate aranżacje i ogólna oprawa artystyczna płyty. Wszystko jest tu na swoim miejscu i stanowi istotny element goth-bluesowo-gospelowej (!) układanki. A jak pojawiają się rozszalałe instrumenty dęte to już naprawdę nie można się nie zachwycić. Cudowny album.

 

Krótka przerwa na jazz. Bo o Piotr Budniak Essential Group koniecznie trzeba napisać. Choćby dlatego, że to jazz skrojony nie tylko pod miłośników gatunku, ale też laików. A zarazem nie tracący ani trochę z sensu tej muzyki. W Polsce zazwyczaj takie granie było domeną Wojciecha Mazolewskiego i jego wszystkich projektów. Wydana przed kilkoma dniami płyta „Heart, Mind & Spirit” Piotra Budniaka i jego grupy jest dostępna za darmo do pobrania na stronie zespołu. Można też spojrzeć na nagrania w ramach Vintage Sessions („Futrix” i „The Big Tree”). Fani współczesnego jazzu na pewno będą usatysfakcjonowani. Podobnie pozytywnych wrażeń może im dostarczyć słuchanie już drugiej tegorocznej płyty zespołu Błoto (projekt Marka Pędziwiatra z EABS) o tytule „Kwiatostan”. Improwizowany fusion jazz o kwiatach? Count me in!

Wieści o końcach nigdy nie są miłe. Szczególnie, gdy te końce są aż dwa. Po pierwsze, zawieszenie działalności po dziesięciu latach ogłosił duet Rebeka. Na pożegnanie będzie jeszcze kilka koncertów oraz rework jednego z ich pierwszych utworów – „Melancholia”. Po drugie, swój żywot kończy inicjatywa MESTIÇO, czyli kolektyw didżejski i organizatorzy imprez, jednych z najlepszych w stolicy. Teraz każdy idzie w swoją stronę, ale cztery lata działalności pozostaną w pamięci na zawsze.

Label pod wodzą Eltrona, czyli Dom Trojga, wydał kompilację „Domownicy różnoracy cz. 2”. Materiał z kompozycjami czołowych polskich producentów i producentek to przede wszystkim house, chociaż czasem wędrujący w stronę techno (jak w utworze Charlie). Warto przesłuchać i docenić od producenckiej strony m. in. Olivię, Charlie i Botanicę.

Jakościowy ambient zawsze warto docenić, a taki na pewno jest materiał „Human Glory” Aleksandry Słyż. Bardzo skrupulatnie budowany album, który eksponuje zarówno pojedyncze, długie odgłosy, jak i pełne ornamentów ściany dźwięku. Glitche przechodzą w drony, a wszystko ubogaca przetworzony na wszelkie sposoby wokal i ruch (przy nagrywaniu albumu wykorzystano czujniki ruchu). Angażujący album.

 

Ambient klimatyczny, wciągając, kojący, przeszywający. Taki właśnie jest na EP-ce o świetnym tytule „I Visited You On Google Maps”, którą nagrała Martyna Basta. Tytuł odzwierciedla warunki, w których powstawał materiał – pandemia, tworzenie we własnej sypialni i społeczna izolacja. Jednocześnie gdzieniegdzie pojawia się field recording i ASMR. To dźwięki, które idealnie wpasowują się w trwającą jesień – nie tylko ze względu na melancholijny charakter, ale też nieuchronnie nadchodzącą izolację, w której obcowanie z EP-ką Martyny będzie jak orzeźwiający spacer albo odwiedziny u dobrego przyjaciela.

Jeszcze głębiej w sens muzyki ambient wchodzi Ciepło. Immersyjny materiał, który wciąga urywkami dialogów, strzępkami field (flat?) recordingu, echami przeróżnych dźwięków. To nawet nie tylko muzyka, a raczej: to przeważnie nie muzyka. Ale co z tego, skoro wzbudza emocje? Chyba właśnie o to chodzi, nawet jeśli te długie nagrania to tylko wyrafinowany żart z muzycznych snobów.

Do jakości muzyki prezentowanej przez Hanię Rani mogliśmy się już przyzwyczaić. Można by było rzec, że została słusznie nagrodzona tegorocznym Fryderykiem, ale sens tych nagród jest obecnie znikomy i dla Hani nie jest to wystarczająca gratyfikacja. Szczególnie, że nagrodzony album „Esja” w maju dostał swoiste przedłużenie, czyli płytę „Home”. Godzina medytacji na skraju popu i ambientu, instrumentalne kompozycje, wokale i dodatkowe instrumenty, które wzbogacają obcowanie z muzyką Hani. Ten album zdecydowanie trzeba przesłuchać.

 

Małe rzeczy z różnych końców muzycznej osi: po pierwsze przyjemny dream pop / shoegaze autorstwa Heem. Artysta z Łomży ma na koncie kilka udanych piosenek, między innymi „Both” czy „Artificial Pleasure”. Oba są bardzo przestrzenne, pierwszy nawiązuje bardziej do klasycznego hałaśliwego shoegaze, a drugi do klimatycznego grania spod szyldu Beach House. „Kocham stare bloki” autorstwa mary magdalene to nietypowy popowy utwór, który rozwija się w duchologiczną medytację, napędzaną przez tekst, coraz bardziej rozbudowaną aranżację i zsamplowane filmowe dialogi. Pod koniec można się zanurzyć w miękkim głosie wokalistki. Szkoda, że ten utwór się kończy. Jest też „Give Me Some” od Tantfreaky. I ten utwór brzmi dosłownie jak Róisín Murphy z nutką alternative dance i rapowaną wstawką. Taneczna rzecz. Podobnie jak utwór „Waves” od NEONS. W nim też można usłyszeć disco motywy, jego też nie powstydziłaby się Murphy. Maurycy i Natalia to kolejny duet warty obserwowania.

Psychodeliczny pop zespołu Hage-o wydaje inspirować się King Gizzard & the Lizard Wizard i Unknown Mortal Orchestra na raz, co daje efekt bardzo barwny dźwiękowo. „My Lil Bud (Flower)” zostaje w pamięci na długo nie tylko za sprawą swojej chwytliwości, ale też świetnego, humorystycznego teledysku (tutaj brawa należą się Maksowi Rzontkowskiemu). Za to „Pinkster, C., Mango & Ketut” wyróżnia się absurdalnym tekstem. Ten zespół warto mieć na oku.

LALKA to przyjemny w brzmieniu electropopowy duet, który niedawno wydał EP-kę „Podziel/ona”. Za świetną oprawą graficzną kryje się przebojowa produkcja i ekspresyjny wokal. Warto też spojrzeć na teledysk do podwójnego singla „Auto/Ekspresja”, bo za sprawą niebanalnej kompozycji przestrzeni i doboru barw ogląda się go doskonale. Duet szykuje się do wydania długograjacej płyty, pozostaje więc tylko czekać.

 

Organiczny i kojący electropop dalej w Polsce powstaje, a to za sprawą Odet. Singiel „Rising” powstał we współpracy z Szattem, czyli jednym z ciekawszych polskich producentów i członkiem tria Kroki. Końcowa wokaliza w tej kompozycji to majestatyczna rzecz. Szukającym bardziej energicznych utworów w sukurs przychodzi za to utwór „Pies”. Odet warto obserwować, bo jej debiutancka płyta jest na horyzoncie, a sama artystka współpracowała już z wieloma twórcami w Polsce i bynajmniej nie jest anonimowa.

Oh Lou! to duet producencki Artura Wieczerzyńskiego i Alexa Krzyżanowskiego. Na razie mają na swoim koncie współpracę z Buslavem i utwór, w którym gościnnie zaśpiewała Natalia Grosiak z Mikromusic. I to właśnie ta piosenka, „Najlepsza„, najbardziej przyciąga uwagę i każe z nadzieją patrzeć w przyszłość. Sami artyści informują, że inspirują się m. in. muzyką Cliffa Martineza i Röyksopp (czy Natalia Grosiak to tutaj polska Robyn?), co w „Najlepszej” bardzo dobrze słychać. Przed Oh Lou! świetlana przyszłość, bo na polskiej scenie potrzebny jest właśnie taki electropop. A utwór „Najlepsza” w kompletnie innej aranżacji można też usłyszeć na albumie „Kraksa” Mikromusic, czyli kolejnej już płycie wrocławskiego zespołu.

Duet Jeszcze to z pozoru zwykły electropop. Ale to, co wyróżnia ich z grona wielu podobnych projektów to umiejętność operowania dźwiękiem i dobre zrozumienie tego, że w tym gatunku teksty muszą się podporządkowywać ogólnemu brzmieniu. Dlatego zamiast skomplikowanych struktur słownych otrzymujemy wiele zapętleń i wokaliz, które w takim wydaniu świetnie dopełniają uciekające czasem w kierunku lekkiego IDM-u podkłady. Z tego właśnie powodu tak dobrze słucha się albumu „Niesen” i dlatego też czuć, że ta muzyka żyje. A dodatkowo chce się jej słuchać na zapętleniu – bo na tej płycie nie ma żadnego słabego utworu.

 

W dosyć podobne (ale jednak bardziej w stronę popu) tony uderza nowy projekt SMAK. Mają na koncie jeden wydany dosłownie przed kilkoma dniami utwór – „Nie pytaj”. Jego brzmienie wskazuje na to, że sukces mają na wyciągnięcie ręki. Przemyślana produkcja z pobitym basem, w której dobrze odnajduje się kobiecy wokal. Nie jest to na polskiej scenie żadna nowość – to po prostu niemal bezbłędne odtworzenie pewnej kliszy, które jak najbardziej może się podobać. I się podoba.

Nieposkromiona zabawa, czyli kolektyw Polonia Disco, zaprezentował swój cover klasycznego utworu „Jezioro szczęścia” Bajm. Dosłownie w tym samym czasie ten sam utwór zinterpretował również zespół Król Słońce. Oba wykonania zachowały syntezatorową melancholię oryginału, ale ta pierwsza pod koniec wplata trochę tanecznego klimatu, podczas gdy druga aż się prosi o uronienie łezki. W kwestii Polonii Disco nie jest to jednak szczyt euforycznej zabawy. Dostaliśmy bowiem przebojowy singiel „Czerwone maki” autorstwa Energy Juice, przy którym nóżka nie może nie tupać. A może więcej – to po prostu parkietowy ogień. W alternatywnej rzeczywistości tak brzmiałby hit wszystkich wesel.

Trochę hipnagogii dostarcza Ewa Sadowska w singlu „Bum Bum”. Artystka sama go wyprodukowała, jak również wystąpiła w teledysku. Jeśli imię wydaje się anonimowe, to nic bardziej mylnego – Ewa nie tylko związana jest z Polonia Disco, ale stanowi też 1/3 tria Sorja Morja. A lekko psychodeliczne brzmienie jej najnowszego singla wzmaga apetyt na płytę, która, miejmy nadzieję, nadejdzie.

 

Album „MAJAMA” bogdana sėkalskiego i Jasia Dąbrówki to bardzo ciekawe… coś. Trudno zaklasyfikować go do jakiegoś gatunku, trudno nawet określić emocje towarzyszące odsłuchom, oprócz oczywiście zdziwienia. Są wokalizy, są elektroniczne chaotyczne dźwięki, ale jest też lekkość, pomysł, humorystyczne teksty i zabawny vibe. Słucha się tego z niekrytą przyjemnością. No i teledysk do „Freediving” to czwarta gęstość.

A_GIM zaangażował się w tworzenie soundtracku do gry „This is the Zodiac Speaking”. Thriller noir z perspektywy pierwszej osoby będzie miał premierę dosłownie za kilka dni – 15 października. Wtedy też ukaże się pełna wersja ścieżki dźwiękowej. Jednak już teraz można posłuchać bardzo klimatycznego podwójnego singla „Gallows”. Stworzony przez A_GIMa nastrój wkomponowuje się w tematykę tytułu, trzeba więc szykować się i na granie, i na słuchanie.

Jacek Sobiesiak aka Trujące Kwiaty aka Największy Fan Artura Rojka i Jego Projektów w Polskim Internecie sam zaczął nagrywać muzykę. Przyjął pseudonim Elvar Kárisonour i wydał swój pierwszy utwór – jest nim ambient popowy (z naciskiem na ambient) „Chłopiec z porcelany”. Oczywiście tytuł inspirowany jest „Chłopcem z plasteliny” Lenny Valentino, ale utwór wcale nie jest jakąś współczesną wariacją na temat twórczości projektu Rojka i Cieślaka. To przede wszystkim medytacyjny melancholijny ambient ze szczątkowym tekstem i chwilowym przełamaniem w końcówce. Jeżeli album rzeczywiście ma ukazać się za rok, to już czekamy.

Nowe utwory, teledyski, albumy artystów, o których już pisaliśmy albo napisać nie damy rady, ale chcemy, żebyście o nich pamiętali: Faustyna Maciejczuk – „Czas”, Pink Freud – „Pink Sunrise”, Alfons Silk – „Nie przejmuj się”, Feral Atom – „Never Saw You Again”, hai – „Dzwoń po nadzór”, Sarmacja – „Błogosławieni”, Olga Polikowska – „Zawsze”, Kurkiewicz – „Hotel Ptak”, Pezet – „Zonda”, Marie – „Candybar”, Titanic Sea Moon – „Wanda”, Undadasea – „Da Groovement”, Wrong. – „s/t”, Paweł Przyborowski – „Witaminowy szał”, Sambor – „Sztuczne ognie”, decadere – „filumen”, Resoraki – „Widoki”, Dots – „Miau”, Instytut Las – „Ewaryst”, ARS LATRANS Orchestra – „Tokyo” / „Sakuran”, MaJLo – „Dear Gunna,”, Swiernalis – „Psychiczny fitness”, Henry No Hurry – „Maroon Dot”, Giorgio Fazer – „Step”, Dawid Grzelak – „Lowcost”, Justyna Jary – „Wpuść” / „Być”, ALA | ZASTARY – „Jutro?”, Willa Kosmos – „Wszystko będzie dobrze”, Zespół Sztylety – „Zostaw po sobie dobre wrażenie”, Zamilska – „Fragile”