BeMy – Grizzlin' / mat. prasowe

BeMy – „Grizzlin’″

Gdy na forum pojawia się temat polskiego indie rocka zazwyczaj mam problem z wskazaniem choćby kilku zespołów uprawiających ten gatunek. Elektronika stoi u nas na wysokim poziomie, z folkiem również nie mamy problemów, ale czysto brytyjskie brzmienie gitar to w Polsce ciągle rzadkość. Trend począł się odwracać za sprawą Terrific Sunday, a teraz zaliczył kolejny punkt kontrolny z pomocą Francuzów. Mattia i Elie Rosinscy urodzili się w Bordeaux, ale mają polskie korzenie. Mimo ukończenia brytyjskiej Academy of Contemporary Music, właśnie w Polsce postanowili rozpocząć karierę i wydać swój debiutancki krążek (na którym nie znalazł się jednak świetny „Angel’s Romance” sprzed dwóch lat). Przewrotny tytuł albumu („Grizzlin'” to słowo wymyślone przez Elliego, które jest synonimem do być wkurzonym) poniekąd zdradza zawartość płyty – miejscami jest agresywnie, zadziornie i psychodelicznie.

Słuchanie tego materiału powinno się zaczynać od drugiego utworu. Otwierający album „Time” to swoisty eksperyment, niereprezentatywny dla twórczości duetu i w dodatku denerwujący. Oparta na basie i gwizdanym motywie kompozycja zaskakuje jedynie teledyskiem. Muzycznie wypada blado i niemal zniszczyła we mnie chęć głębszego poznania zespołu. Niemniej trzeba przyznać, że zostaje w głowie na długo. Nie jest to jednak pożądana obecność. Lekki „Black Swan” to kwintesencja młodzieżowej niewinności w rocku. „Oxygen” zgrabnie łączy elektroniczny podkład z drapieżnym pazurem drzemiącym gdzieś w gitarach. „Getaway” ma w sobie nutkę elektronicznej psychodelii od MGMT i rytm rodem z dokonań Foals, podobnie zresztą jak „Playard”. „Forgive Me Woman” splata leniwe tempo ballady i galopujące instrumentalne solówki. Elementy garażowego grania, pojawiające się w większości kompozycji, dodają materiałowi nieprzewidywalności i ekspresji.

„Islands” udowadnia, że tego albumu najlepiej słuchać właśnie teraz. Słońce za oknem to idealny towarzysz rozpędzonego, radosnego grania, które ma coś z Vampire Weekend. Najkrótsza kompozycja na albumie niesie ze sobą najwięcej pozytywnych emocji. I jakby na potwierdzenie słów o słońcu – „Let the Sun” z motywującym tekstem i nieskrępowaną warstwą muzyczną. Oba utwory tak samo dobrze nadawałyby się na festiwalowy hymn. Album zamyka „Lifeless” utrzymany w lekko folkowym duchu z wyrazistością Mumford & Sons.

„Grizzlin'” to kalejdoskop anglosaskiego indie rocka na jednym albumie. Od Foster the People, przez Weezer, po Arctic Monkeys. I chociaż inspiracje są bardzo silne, a do większości utworów dałoby się przyporządkować podobnie brzmiące zagraniczne odpowiedniki, to przeniesienie tych wzorców na nasze podwórko było potrzebne. Bo został właśnie postawiony kolejny krok do tego, aby wykształcić unikalne brzmienie. Nie tylko samych BeMy, ale też całej polskiej sceny indie.