JMSN – Whatever Makes U Happy

Raz na jakiś czas pojawiają się płyty, które można by powiedzieć, spadają nam z nieba. Zwłaszcza w momencie znudzenia wszechogarniającą elektroniką i co coraz to bardziej wtórną muzyką gitarową. Płyty, w które zasłuchujemy się, wsiąkając w nie z każdym kolejnym utworem. Tak właśnie było z nowym krążkiem JMSN, a właściwie Christiana Berishaja. Artysty, który znów daje o sobie znać bardzo obiecującym singlem, a chwile później konceptualnym, w całości zrealizowanym i wydanym przez siebie albumem. Albumem, na którym soul spotyka się z R&B, tworząc coś bardzo nieoczywistego, a razem tak bardzo nam znajomego.

Nie bez powodu nazywa się go przeszłością, teraźniejszością i przyszłością R&B. Artysta w swojej twórczości przywołuje ducha najlepszych czasów muzyki soulu i gatunków pokrewnych, łącząc je i przekładając na własny język, co tylko udowadnia, jak wszechstronnym jest muzykiem. Na płycie „Street Sweeper” odsyłał słuchacza do lat 90′. Na EP-ce „†Pllaj놔 sięgał po współczesne dokonania, a na najnowszym krążku „Whatever Makes U Happy?” ponownie wraca do muzyki z przełomu wieku, tworząc tym samym najbardziej oldschoolową płytę ostatnich lat. I choć można tu usłyszeć cały wachlarz najróżniejszych brzmień, to jednocześnie króluje tu przede wszystkim oszczędność formy.

Słychać to już w otwierającym „Drinkin’”, przy którym aż chce się sięgnąć po butelkę dobrego wina. Pełna pasji ballada, to jednak coś więcej niż opowieść o bezcelowym piciu. To głos przypominający o wolności w dokonywaniu wyborów, o byciu sobą bez konieczności pytania what you know about what’s right for me?. Prowadzony przez linię basu i klasycznych klawiszy utwór, leniwie wprowadza w klimat całego albumu i wraz z chórkami rozśpiewuje odbiorcę. Takich utworów na tym krążku znajdziemy jeszcze kilka, jak choćby „Slide” opowiadający o skomplikowanych relacjach rodzinnych i poszukiwaniu siebie – I’m still alive so I’ve go to fine my way. Tym razem JMSN stawia na brzmienie akustycznej gitary, wzbogaconej o sekcje smyczkową i sprawdzone już, nadające lekkości kompozycjom chórki. Podobnie jest w „Slowly”, w którym nieśpieszne tempo towarzyszące nam niemal na całej płycie, daje się szczególnie odczuć.

Bardziej wyrazistym punktem zdaje się być singlowy „Where Do U Go?”. Intymna opowieść o paranojach, zazdrości i niepewności, wizualizacja związku dwojga ludzi za pomocą dźwięków, pełna pasji i skrajnej tęsknoty ujętej w niebanalnych słowach. Romantyczne melodie oparte głównie na fortepianie, basie i nostalgicznych skrzypcach, stają się doskonałym tłem dla wyśpiewanej bardzo przekonująco historii. Wybór na pierwszy singiel zdaje się być nieprzypadkowy, co trzeba przyznać jest dość ciekawym zabiegiem, by już na początku zdradzać punkt kulminacyjny.

„Whatever Makes U Happy” to pełna wyczucia i feelingu opowieść. JMSN pokazuje, że da się stworzyć świetną płytę bez zbędnego przekombinowania i próby zrobienia czegoś więcej, lepiej, bardziej. Trudno jednoznacznie określić czy to jeszcze soul czy może już R&B. W tym przypadku nie ma zresztą potrzeby określania tego na siłę. JMSN daje nam zaledwie osiem, ale jakże autentycznych i szczerych piosenek o uczuciach i osobistych przeżyciach. Używając do tego prostych środków wyrazu, w postaci subtelnych dźwięków wydobytych z klasycznych instrumentów, sprawia, że album nie straci na swojej aktualności i z przyjemnością będzie się do niego wracać. Bo przecież dziś już nikt nie nagrywa takich płyt…