Oly. – Home / mat. prasowe

Oly. – „Home”

Nextpop to wytwórnia nietypowa, bo mimo że nie ukierunkowuje się w stronę jednego gatunku, łączy niespotykane talenty i artystów o ogromnej wrażliwości. Z pewnością należy do nich Oly. – młoda songwriterka z Nałęczowa, której debiutancki album „Home” ukazał się pod koniec czerwca i od początku był skazany na sukces.

Alaksandra ze skromnej dziewczyny o pięknym głosie wyewoluowała w artystkę z krwi i kości. Na płycie w osiągnięciu odpowiedniego brzmienia dopomogli jej starzy wyjadacze Nextpopu (Fismoll, Kari), debiutanci (Baasch, Milky Wishlake) i częsty bywalec naszej ojczyzny – Islandczyk Low Roar. To właśnie dzięki nim udało się osiągnąć brzmienie w każdym calu dopracowane i wręcz perfekcyjne technicznie. Tutaj jako ciekawostkę warto dodać, że artystka użyła nietypowych instrumentów, jeszcze bardziej podkreślając domowość płyty. Należą do nich torba z Ikei, gitara z pudełka po cygarach czy zwyczajne odgłosy przyrody. Co prawda techniczna precyzja kłóci się trochę z tego typu konceptem, ale ostatecznie wypada to zaskakująco dobrze i brzmi urokliwie.

Ola zachwyciła swoimi pierwszymi, kameralnymi dokonaniami. Nagrany w domowym zaciszu „after;life” czy „response” z EP-ki „afterlife” nie przerażały oszczędnością środków, a zaskakiwały dojrzałością dziewiętnastoletniej wtedy artystki. Rok później był już debiut u Fismolla – w utworze „The Healing”. Co prawda Ola nie dostała tam ogromnej szansy na wykazanie się, ale i tak wokal jej i Arka świetnie się uzupełniły w przenikającej i emocjonalnej kompozycji. Powodzenie we współpracy nie dziwi, w końcu prywatnie są przyjaciółmi. Kolejnym krokiem musiał być debiutancki album, i tak tez się stało. Wydawnictwo „Home” pozwoliło Oly. rozwinąć skrzydła, stawiając na bogactwo aranżacji, jednak tu i ówdzie pozostawiając kameralność wykonań. Wokalistka nie odcięła się od swoich korzeni, ale też nie stanęła w miejscu. Do początków twórczości nawiązuje „The Chapter” (znany już wcześniej, ale w mroczniejszym wydaniu) i czasem aż za nadto oszczędne „King of Wind”. Nowe oblicze artystki pokazuje odmieniona wersja „Afterlife”, czy przebojowy „Rainhill” – z bębnami i zadziorną gitarą elektryczną w tle.

Na tym albumie kameralny liryzm miesza się z donośnym majestatem czerpanym wprost od Daughter. Świetne solówki gitarowe w „Afterlife” i „Response” (niezastąpiony Kacper Budziszewski) i dudniąca perkusja (Maciej Gołyźniak) kreują atmosferę całej płyty. Ola Komsta swoim charakterystycznym wokalem stawia kropkę nad „i”. Jeszcze większą siłę przebicia stanowią jej teksty. Inspirowany historią odosobnionego wieloryba, nadającego na innej częstotliwości co pobratymcy, „The Loneliest Whale On Earth”, to przeniesienie historii ludzkiej samotności na grunt zwierzęcy. Przez utwór przewija się fortepianowy motyw żywcem zaczerpnięty z kompozycji „Silence” autorstwa Lucii. Warto zaznaczyć, że nietypowy ssak zainspirował nie tylko Oly. W utworze „52” z tegorocznej płyty „…niczym jak liśćmi” jego historię przedstawia też Patrick the Pan.

Największym minusem tego krążka jest paradoksalnie wytwórnia. Nextpop być może trochę na siłę narzucił swoje patenty na muzykę i niekiedy słychać tu mocne inspiracje Kari i Fismollem. Trochę szkoda, bo Oly. jest na tyle wyjątkową artystką, że swoim pomysłem na sztukę mogłaby bez problemu wypełnić cały album. A tak czujemy pewną dozę wtórności i szczyptę rozczarowania. Bo „Afterlife” lepiej brzmiało w wersji sprzed dwóch lat, a elektroniczna aranżacja „The Chapter” bardziej przemawiała do wyobraźni. Jeśli jednak odrzucimy żal z powodu niewykorzystanego potencjału i ucieczki myślami do przeszłości, zostaniemy sam na sam ze świetną płytą, która śmiało może obracać się w odtwarzaczu podczas deszczowych wieczorów w domowym zaciszu. W końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.