Phoebe Bridgers – „Punisher”

Jeśli ktoś zetknął się z muzyką Phoebe Bridgers zanim zobaczył jak sama artystka wygląda może być zaskoczony, że ktoś, kto pisze tak dojrzałe teksty jednocześnie nosi bluzy ze szkieletami, a w wywiadach przyznaje, że uwielbia akcesoria Halloweenowe i jest fanką Harry’ego Pottera. Z drugiej strony każdy z nas ma coś z dziecka, ale nie każdy ma odwagę się do tego przyznać. Bridgers otwarcie mówi o tym, co zainspirowało nowe piosenki a lista inspiracji jest tak bogata i zróżnicowana jak same utwory na albumie. Znajdują się tam sesje terapeutyczne dla rodzin alkoholików, podcast o morderstwach i wspomniany powyżej czarodziej.

Tak jak na debiutanckim albumie, na „Punisher” mroczne teksty często kontrastują z muzyką, która brzmi niewinnie i subtelnie. W łagodnym, akustycznym „Halloween” opowiadającym o związku, który chyli się ku końcowi, wokalistka nagle wspomina o człowieku, który został pobity na śmierć w pobliżu stadionu. „Chinese Sattelite” może brzmi bardziej radośnie i dynamicznie, ale tekst jest studium smutku i samotności. Z kolei romantycznie zatytułowany „Moon Song” zawiera prawdopodobnie najbardziej smutny i dramatyczny wers na całym krążku (so I will wait for the next time you want me, like a dog with a bird at your door). Bridgers może i lubi duchy, szkielety, opowieści o magii, a sny odgrywają dużą rolę w jej tekstach, ale ta symbolika pomaga jej tworzyć szczere do bólu, intymne, a także dojrzałe teksty – tak jak w „Savior Complex”, gdzie wampirem nazywa osobę, która wykorzystuje ją emocjonalnie.

Mrok i nostalgia wyłaniające się z tych piosenek znakomicie komponują się z dopracowanymi i łagodnymi aranżacjami, a te na „Punisher” udowadniają, że wokalistka idzie naprzód i rozszerza swoją paletę dźwiękową. Przez większość czasu pozostaje wierna folkowej stylistyce, ale momentami robi wypady w stronę indie rocka („Kyoto”) czy czystego popu („ICU”). Ten ostatni utwór jest najprawdziwszym popowym przebojem z rozbudowaną strukturą, która pomieściła gitarę elektryczną, dynamiczną perkusję i smyczki (przypominające nieco Arcade Fire, którzy nigdy nie stronili od potężnych brzmień). Wspomniany już „Savior Complex” nie ma dynamiki rockowego przeboju za to ma nostalgiczne smyczki, które uwypuklają cały smutek zawarty w tekście.

„I Know the End” z lekko apokaliptycznym tekstem – jak przystało na dobry kończący utwór – rozwija się powoli po to, aby pod koniec dosłownie eksplodować i przerodzić się nieskrępowaną i zachwycającą kakofonię dźwięków. Bridgers przyznaje, że mimo iż utwór zmieniał formę wiele razy, to od początku chciała potężnego outro. Rezultat końcowy zawiera grupowe wokale wszystkich, którzy pracowali nad albumem, gitarę Nicka Zinnera i dramatyczne orkiestrowe aranżacje w formie kontrolowanego chaosu. Jeśli tak brzmi koniec świata to proszę, niech nadchodzi.

Artystka, która podaję Fionę Apple jako jedną ze swoich idolek, wyrasta na jedną z ważniejszych wokalistek dzisiejszych czasów. Po dwóch solowych wydawnictwach i dwóch kolaboracjach (Boygenius oraz Better Oblivion Community Centre z Conorem Oberstem) już nie wypada nie wiedzieć kim jest Phoebe Bridgers. Jej piosenki rosną, rozwijają się i dojrzewają razem z nią samą. Może to jest tak jak w „Garden Song” gdzie ona sama śpiewa I don’t know how but I’m taller, it must be something in the water.