Up to Date / mat. prasowe

Up to Date Festival w Białymstoku, czyli jak zżyć się z miastem i fanami

Dziesiątki wyróżnień, zwycięstw i nominacji w różnorakich konkursach, powolne stawanie się wizytówką regionu i wyznaczanie trendów w skutecznym prowadzeniu akcji promocyjnych i szerzeniu nowych idei. Poza tym skuteczne łączenie różnych muzycznych światów. Taki właśnie jest Up to Date Festival. I choć teraz wydarzenie wydaje się być nieodłączną częścią białostockiego krajobrazu, jeszcze dziesięć lat temu nikt sobie takiej sytuacji nie wyobrażał. W jaki sposób impreza tak dobrze odnalazła się w stolicy Podlasia i jak zdołała przekonać do siebie tylu fanów?

Mogłoby się wydawać, że Up to Date nie pasuje do Białegostoku. Przecież ani to stolica techno, ani hip hopu, a już na pewno nie miejsce o dogodnym położeniu i atrakcjach turystycznych. Jednak wystarczy przyjrzeć się bardziej, aby dostrzec, jak bardzo takie myślenie jest błędne. Festiwal wszedł w symbiozę z tym miastem, w dodatku symbiozę, która każdemu przyniosła ponadprzeciętne profity. Impreza zauważyła w Białymstoku to, co najpiękniejsze: wielokulturowość, szacunek do seniorów, slow life czy wszechobecną naturę i potrafiła wpleść je w swój program, czyniąc z tych wyróżników miasta również i swoje cechy specjalne. Białystok zyskał za to wiernych turystów, którzy co roku odwiedzają miasto, aby rozkoszować się nie tylko muzyką i zabawą, ale też jego atrakcjami. Krajobraz zyskał też mnóstwo murali, a działalność organizatorów Up to Date zaczęła wykraczać znacznie poza sam festiwal, ubogacając ofertę kulturalną miasta. Nawet ponaklejane tu i ówdzie, w miejscach ważnych, jak i w zaułkach, naklejki „Pozdro Techno”, to obecnie element białostockiego folkloru.

Również na innym podłożu Białystok okazał się idealny. Ludzie tu mieszkający przywitali imprezę z otwartymi rękami. W festiwalu uczestniczy niemal cały młody Białystok i spora część tego trochę starszego, a magnesem przyciągającym słuchaczy wcale nie jest line-up, bo, mówiąc szczerze, duży odsetek „tutejszych” nie zna większości zespołów. I co z tego? Właśnie w ten sposób poszerzają się ich horyzonty, a program nie musi być układany pod publikę.

Najbardziej zapadła mi w pamięć pocztówka z jednej z ostatnich edycji Up to Date Festival na Węglowej – mówi Wiktor KlimaszewskiWszedłem do magazynu, było ciemno, tylko co jakiś czas ze świateł stroboskopów wyłaniały się ludzkie sylwetki. Dookoła dym, pod stopami czarno-biały zygzakowaty wzór, a w oddali łysy mężczyzna ubrany w garnitur, który częstował publikę kwaśnymi brzmieniami. Wtedy dałem się porwać muzyce, zakupiłem płyty i zacząłem słuchać techno. Całkowicie się w to wciągnąłem, poszukiwałem nowości, chciałem propagować tę kulturę i sam nawet zagrałem kilka DJ setów. 

Wcale nie dziwi fakt, że Up to Date inspiruje. Wszak daje uczestnikom dokonywać własnych wyborów, pozostawiając spore pole do własnych odkryć. Wiktor dodaje: Super jest to, że wszystkie gatunki się tu mieszają. Rap, lżejsza i cięższa elektronika, ambient, wszystko jest w jednym miejscu, a zarazem jest pewną niszą, daleką od głównego nurtu i pozwalającą wsiąknąć w podziemie. Trend festiwali ściśle gatunkowych już od dawna jest w odwrocie, a Up to Date już od początku stawiał na różnorodność. To chyba najmądrzejsza droga prowadząca do kształcenia świadomych odbiorców. Przyciągnięci swoją niszą fani dostają na festiwalu nie tylko coś, o czym dobrze już wiedzą, ale również całe wiadro z pozoru obcych sobie nowości, które często wsiąkają w ich gusta.

Na Up to Date chodzę od dwóch lat i pamiętam każdy wyjątkowy moment tego wydarzenia, od swobody w poruszaniu się w rytmie techno, aż do jednoczenia się z przypadkowymi ludźmi w przerwach między koncertami. Up to Date stał się jedną z wizytówek Białegostoku i nie wyobrażam sobie, jak inaczej mogłabym spędzić pierwszy jesienny tydzień wakacji. Tak mówi Klaudia Bondaruk. A Wiktor jeszcze dodaje: Up to Date pełni rolę biblioteki, w której można sięgnąć po dobrą książkę, jest jak wykład o muzyce albo warsztaty ze słuchania i selekcjonowania. I właśnie dzięki temu Białystok jest bogatszy. Bo festiwal odbywa się właśnie tu i przybliża społeczności miasta idee słuchania dobrej muzyki, bycia autentycznym, pełnego angażowania się w sprawę. Sam dołączyłem do wolontariatu, by to wydarzenie wspierać i zobaczyć, jak to działa od środka. Okazało się, że za wszystkim stoi naturalność, szacunek i dążenie do spełniania własnych marzeń. 

I to chyba najlepsze wyjaśnienie magnetycznej siły, która ściąga na Up to Date tylu pełnych pasji i werwy słuchaczy. Bo tam, gdzie w działalność angażują się ludzie oddani sprawie i wierzący w to co robią, tam zawsze, wcześniej czy później, pojawia się sukces. A potem również okazja do świętowania. Taka jak dziesiąty jubileusz Up to Date Festival. Widzimy się już w czwartek w Białymstoku!

Za wypowiedzi dziękuję Wiktorowi Klimaszewskiemu i Klaudii Bondaruk.