Pochodzi z Brazylii, mieszka w Berlinie i właśnie wydała swój drugi album zatytułowany „The Unknown”. Dillon już za niewiele ponad tydzień przyjedzie do Polski dać trzy koncerty. Tymczasem przeczytajcie nasz wywiad z tą niezwykłą artystką.
To dla ciebie łatwiejsze? Wywiady na odległość niż twarzą w twarz z rozmówcą?
Dillon: Nie, nie koniecznie. To zależy od rozmówcy. Są osoby, z którymi łatwo rozmawia się przez telefon. I takie, z którymi wolałabym rozmawiać bezpośrednio. Nie przeszkadza mi to.
Ze słów do tekstów. Piosenki z poprzedniej płyty pisałaś na przestrzeni wielu lat i równie długo je wykonywałaś. Gdy tymczasem te na nowym albumie musiały powstać praktycznie za jednym zamachem. Z tego co wiem przez pierwsze dwa lata od pierwszej płyty, nie napisałaś ani słowa. To prawda?
Dillon: Tak
Więc czy za tworzeniem tego nowego materiału kryje się jakiś koncept?
Dillon: Tak, oczywiście, mam bardzo konceptualne podejście do pisania. Można powiedzieć, że po raz pierwszy miałam możliwość zastanowić się jak chce pisać, w przeciwieństwie do piosenek z pierwszej płyty , które po prostu napisałam i zaakceptowałam tym jakie są, więcej do nich nie wracając. Tym razem pisząc teksty na „The Unknown” siadałam każdego ranka i zastanawiałam co takiego chcę powiedzieć i jak złożyć tekst, czy też wiersz, w jak najbardziej otwarty i abstrakcyjny sposób jaki jest możliwy. Była to bardzo świadoma decyzja, więc konceptualne podejście.
To dlatego, że pisząc, myślałaś o ludziach, którzy będą słuchać twoich słów?
Dillon: Pisząc nie myślę tak naprawdę o tym, że ktoś inny to przeczyta. W trakcie pisania myślę o sobie czytającej te słowa w przyszłości. Chcę, by teksty były jak najbardziej otwarte dla mnie, ponieważ tematy, które podejmuję i słowa, którymi je opisuję są tak irracjonalne i osobiste, by nie sprawiały wrażenia żałosnych. Chciałam by pozostały otwarte i neutralne, mogłabym wtedy do nich wracać niejednokrotnie na przestrzeni lat. Przemyśleć je wiele razy niż zastanawiać się nad dokładnymi detalami i z czym się w nich akurat konfrontuję.
Dzięki temu z pewnością jednak łatwiej odnieść się fanom do twoich tekstów.
Dillon: Sama nie wiem. Dla jednych łatwiej się odnieść do czegoś bardziej abstrakcyjnego. Dla innych większą łatwość sprawiają teksty mocno oparte o narrację. Ściśle opisujące co jest czym. Sądzę, że to osobista, indywidualna kwestia.
Dalej piszesz czy masz teraz przerwę?
Dillon: Kiedy jestem w trasie robię sobie przerwę od pisania.
Wiem, że występowanie na żywo na jest dla ciebie trudne. Czy potrafisz powiedzieć dlaczego warto to robić? Podejmować ten wysiłek?
Dillon: Dlaczego to w ogóle robię? Oj, gdybym to jeszcze wiedziała.. Na pewno dużą radość sprawia mi sam fizyczny akt śpiewania. Nie potrafię tego wytłumaczyć bo jest to strasznie sprzeczne ze sobą. Z jednej strony bardzo przyjemnym jest możliwość wykonania czegoś nad czym się pracowało . Z drugiej – warto się zastanowić dlaczego stawiam się w sytuacji, gdzie jestem najbardziej bezbronna ale staram się nie myśleć zbytnio o tym i po prostu śpiewać.
Czy uważasz, że dziewczyna o imieniu Dillon z roku 2011 różni się bardzo od tej z 2014?
Dillon: Czy różni się bardzo? Nie, myślę , że to nie możliwe. Wydaję mi się, że nie jestem kimś innym od siebie sprzed 3 lat. Pewne rzeczy się zmieniły, nad innymi ciągle pracuję . Wiesz, rozwijam się, ale nie zmieniam się całkowicie.
A rosnąca popularność ci przeszkadza ?
Dillon: Szczerze mówiąc nie widzę tego na co dzień. Jedyną taką sytuacją są same koncerty. Zwłaszcza w Niemczech, gdzie 3 lata temu lokacje były o wiele mniejsze. Ale to jedyne takie przypadki i nie przeszkadza mi to ani nie przeraża. Gdy występuję wrażenie nici porozumienia poprzez muzykę z zupełnie obcymi osobami potrafi poruszyć.
Bierzesz pod uwagę granie na większych imprezach, festiwalach na otwartym przestrzeniach, itp.? Wiem, że na scenie występujesz tylko ze swym przyjacielem Tamerem. Czy na większych koncertach wystąpiłabyś w rozbudowanym składzie?
Dillon: Dlaczego musiałabym mieć więcej ludzi na scenie na większych festiwalach? Wcale nie. Decyzja by ruszyć w trasę razem to bardzo świadoma decyzja, którą Tamer i ja podjeliśmy podczas produkcji pierwszej płyty. I szczerze mówiąc nie ma miejsca dla nikogo więcej. Sceny mogą być coraz większe, ale ciągle jest tam całkiem tłoczno.
A gdyby wraz ze wzrostem popularności wzrosło by zainteresowanie mediów twoim życiem prywatnym, czy potrafiłabyś zrezygnować?
Dillon: Masz na myśli z muzyki w ogóle? Czy tylko z występów? Tak czy siak, nie wydaje mi się bym mogła przestać. To bardzo istotna część mojego życia. Nie chciałabym tego przerwać, ale zdrowo jest zrobić sobie przerwę od wszystkiego od czasu do czasu, przeorganizować pomysły i priorytety.
Wiem, że zajmowałaś się też profesjonalną fotografią. Czy dalej bierzesz uwagę wyrażanie siebie w inny sposób niż muzyka?
Dillon: Oczywiście, robiłam też zdjęcia do okładek obu płyt. Nie koniecznie uważam się za muzyka przez cały czas. Myślę, że po pierwsze jestem poetką, poza tym z przyjemnością nurkuję w inne dziedziny. Uważam, że moje pisanie jest moją bronią.
Twój ojciec był pianistą. Czy rodzina wymusiła na tobie muzyczną edukację, czy też zainteresowanie muzyką przyszło samo?
Dillon: Nikt nikogo w moim domu do niczego nie zmuszał. Każdy miał udostępnioną przestrzeń by odkrywać to co akurat nas interesowało. Nikt mnie nie namawiał. Ja nawet nie wiem jak czytać nuty.
Wielu muzyków radzi sobie bez tej wiedzy.
Dillon: Wszystko zależy od tego co chcesz robić. Wiesz, myślę, że pianiście koncertowemu jakieś pojęcie o tym co robi może się okazać przydatne.
Czyli po trasie, czeka cię znów odpoczynek. A potem kolejna płyta?
Dillon: Tak, z pewnością!