Najlepsze albumy 2024 – podsumowanie
Zdania na temat podsumowań zwykle są podzielone. My jednak zdecydowanie zaliczamy się do ich fanów – przynajmniej tych muzycznych. Podsumowujemy dla Was najlepsze naszym zdaniem albumy wydane w 2024 roku, które towarzyszyły nam najczęściej. Sporo odkryć, kilka zaskoczeń i pare zachwytów. Rozgośćcie się i wybierzcie coś dla siebie.
Allie X – Girl With No Face
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Girl with No Face to ciekawy przypadek albumu, który nie jest nawet żadnym nowoczesnym wskrzeszeniem ejtisów. To po prostu lata osiemdziesiąte, z bardzo wyraźnymi inspiracjami, tropami, kliszami i środkami wyrazu. Do tego wszystkiego jest jednak dodany ten słynny tajemniczy składnik: każdy utwór nakręcany jest jakimś wyrazistym pomysłem, który na papierze banalny schemat jest w stanie wynieść do stanu piosenki, od której kompletnie nie można się oderwać. Nie zawsze starannie dobrany przez szefową kuchni specyfik da się łatwo wskazać, w jego roli czasem występują ekstatyczne wokalne popisy, atakujące z syntezatorowych objęć gitarowe sola czy gotycki sznyt, zawsze jednak ma się wrażenie obcowania z czymś przemyślanym, autorskim i przebojowym. Od tej płyty nie można się oderwać. (jacek)
Ben Böhmer – Bloom
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Ben Böhmer to prawdziwy czarodziej. I nie – nie przesadzam. Każdy utwór na Bloom umiejętnie wciąga Cię coraz głębiej. Ben ma ogromny talent do budowania emocji w prosty sposób, bez zbędnego kombinowania. To nie jest płyta, która ma być modna. Jest tu subtelność, jest tu głębia, jest tu solidna dawka dopracowanej elektroniki i jest tu przestrzeń, która pozwala Ci się zatrzymać i naprawdę poczuć te dźwięki. Dla mnie Bloom to idealny przykład tego, jak połączyć emocje z elektroniką. Jeśli ten krążek jest wciąż przed Tobą to serio – zazdroszczę. Nie mówię, że zmieni on Twoje życie (choć kto wie), ale na pewno będzie to jedna z tych rzeczy, do których będziesz wracać, kiedy będziesz potrzebować dźwięków, które tworzą wyjątkowy klimat. (przem)
Bi Disc – Pieces, Falling
Posłuchaj: Spotify / Apple Music / Bandcamp
Solo debiuty ze stajni ABBY/Gheist chyba można już uznać z góry za albumy roku. 2023 należał do Philippa Johanna Thimma i jego debiutanckiego Birds Sing Till The World Ends, 2024 to czas kolejnego członka – Jan Philipp Lorenz po latach poszukiwań własnego brzmienia w epoce After Abby w końcu powraca z pełnym krążkiem. Pieces, Falling to intymna podróż przez analogowe i elektroniczne dźwięki, tworząca kolaż złożony z partii smyczkowych, perkusji, nagrań terenowych (Steep Waterfalls) i wielowarstowych melodii (19.01). Lorenz czerpie inspiracje z osobistych doświadczeń, a także z różnorodnych wpływów muzycznych, których w jego dotychczasowej historii nie brakuje, pokazując przy tym swoją zdolność do łączenia różnych brzmień w spójną całość i przekraczania granic gatunkowych. To jedna z tych płyt, które trzeba wręcz słuchać na zapętleniu, bo każdy z utworów może być osobnym początkiem i końcem. (daria)
British Murder Boys – Active Agents and House Boys
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Wielki powrót do techno, a co więcej do industrialnego techno, od którego powoli odżegnuję się w swoich muzycznych preferencjach, ale jednocześnie nie mogłabym ominąć tak świetnego wydawnictwa. Regis i Surgeon dokładają do pieca, a zbierali zawartość do niego, przez 20 lat współpracy, więc wyobrażacie sobie, że wsad jest mocny. Artyści znani ze swojego ciężkiego, industrialnego podejścia, tym razem eksplorują bardziej różnorodne obszary dźwiękowe, zachowując jednak swoją charakterystyczną, intensywną energię. Wokale Regisa, przetworzone przez efekty echo i reverb, nadają kawałkom niepokojący, hipnotyczny wymiar, a mnie przysparzają ciarek na plecach. W skrócie: nie do ominięcia dla fanów EBM i industrialu, a także dla początkujących w gatunku, bo według mnie całość jest eklektyczna i naprawdę przystępna. (agata)
Charli XCX – BRAT
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Charli to, Charli tamto. O Brytyjce w tym roku było naprawdę głośno i marketingowo BRAT okazał się strzałem w dziesiątkę. Co jednak najistotniejsze, obserwujemy w tym wszystkim szczytową formę pewnego podejścia do muzyki, jego najbardziej rozwiniętą radiową formułę, docierającą do największego grona słuchaczy. Pieczołowicie i od podstaw budowana przez ponad dekadę wizja popu otwartego, ekspresywnego, momentami dziwnego brzmieniowo, szczerego, ale jednocześnie przesadzonego i sonicznie przeładowanego, stawiana przez kolektyw PC Music, A. G. Cooka, SOPHIE (RIP) czy EASYFUNa, w końcu znalazła mainstremowe ujście, na jednej płycie mieszając wszystkie te elementy. Dla Charli dało to szansę połączenia swoich ulubionych muzycznych wpływów bez rezygnowania z popularności: jej poprzednie projekty zmuszały w tej kwestii do trudnych wyborów. BRAT to jednocześnie metakomentarz na temat rozpędzonej rzeczywistości: w końcu brzmienie, które miało niejako parodiować prostackie radiowe podejście do popu, samo stało się radiowym popem. Daje to szerokie pole do refleksji i do uznania, bo wychodzi na to, że BRAT to naprawdę coś więcej niż album muzyczny. (jacek)
Prawdopodobnie nikogo nie dziwi obecność tego albumu w tym zestawieniu. To właśnie bijący po oczach jaskrawy zielono-limonkowy kolor zdefiniował pop w ostatnich miesiącach. Charli XCX wzięła rok 2024, wycisnęła z niego sok i zrobiła lemoniadę, którą pić będzie jeszcze przez długi czas. Kto ją zna, wie, że napracowała się na sukces tego kalibru. Sama w wywiadach podkreśla, że i tym razem była przekonana, że BRAT to album, który nie zyska zbyt wielkiego rozgłosu. Tymczasem stało się coś zupełnie odwrotnego – podbiła glob w spektakularny sposób wyprzedając koncerty na arenach na całym świecie. Jest tu w 200% sobą, tworzy muzykę na własnych zasadach, bawi się dźwiękami i autotunem, który jest już stałym elementem jej utworów co sama podkreśla. I wiecie co? To działa. To jest album, który doskonale pokazuje, że pop może być odważny, innowacyjny i bezkompromisowy. Charli nie tylko gra według własnych zasad – ona je tworzy. It’s BRAT. (przem)
Coals – Sanatorium
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Coals nigdy nie stoją w miejscu i zawsze mają do zaoferowania coś ciekawego. Są jednocześnie jednym z nielicznych polskich projektów, który bardzo uważnie obserwuje zagraniczną scenę i swój wyrazisty gust muzyczny jest w stanie z udanym efektem przełożyć na oryginalne pomysły. Dlatego na Sanatorium nie brakuje drum and bassu (nowy świat), reggaetonu (czar), breakbeatu (reflektory) czy dream popu (dzwony), przy jednoczesnym ciągłym pielęgnowaniu niepodrabialnej duchologicznej estetyki, do czego nawiązuje już sam tytuł. Węgielki wciąż brzmią oryginalnie, nieustannie mają na siebie nowe pomysły, ciągle dopracowują swoje produkcyjne umiejętności, a jednocześnie ani na chwilę nie porzucają swojej odrealnionej baśniowej stylistyki. Jak tu ich nie kochać? (jacek)
The Cure – Songs of a Lost World
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
To trwało wieki, ale Robert i spółka w końcu podzielili się ze światem swoim pierwszym od 16 lat albumem studyjnym. Tym razem nastroje były spokojniejsze niż przed premierą poprzednich płyt, kompozycje grane na koncertach jasno dawały do zrozumienia, że zespół znowu ma w sobie to coś. Z drugiej strony The Cure to w dużej mierze odbicie emocji Roberta Smitha i najlepsze kompozycje praktycznie zawsze powstawały w stanie jego głębokiego poruszenia, czy to negatywnego, czy pozytywnego. Czy teraz rzeczywiście emocje były na tyle silne? Zdecydowanie. Kumulacja w postaci śmierci rodziców, brata, rozważań nad własnym wiekiem i nieuchronnością odchodzenia z tego świata pozwoliło brzmieniu The Cure na powrót wypłynąć na szerokie wody melancholii. Żeby tej goryczy nadać odpowiednią wartość ponownie trzeba było zatopić ją w długich instrumentalnych pasażach, dudniącej perkusji i gitarowej dramaturgii. Bo żeby mocno uderzyć, trzeba nabrać rozpędu. (jacek)
DIIV – Frog In Boiling Water
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Kwaśna rozprawka na temat kapitalizmu. “Systemy zawodzą, a imperia upadają” (Fender on the Freeway). W przypadku tej kapeli należy się cieszyć, że akurat nikt nie trafił do więzienia i nawet udało im się nagrać nową (świetną) płytę. A uznanie jej za taką wcale nie było takie oczywiste, bo przy pierwszym przesłuchaniu nie sprawia wrażenia nawet ciekawej, a co najwyżej przyjemnej w odbiorze. Można by rzecz typowy album z plakietką “shoegaze”: gitary, pogłos, loop perkusyjny, zamglone wokale, dużo efektów. Tymczasem DIIV dostarczają materiał nie tylko o konceptualnej spójności, oddający napięcia współczesnego świata, ale i o bogatej teksturze dźwiękowej – tę jednak trzeba wyłapać przy kilku zaplętleniach. Jak np. w Somber The Drums, gdzie eteryczna linia gitarowa łączy się z wokalem Smith’a i rozwija w hipnotyzując, hałaśliwą stronę. Jest w tym coś przewidywalnego, ale jednocześnie chwytliwego, trochę lepkiego i wyjątkowego dobrze smakującego. (daria)
Dj Lycox – Guetto Star
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Album Guetto Star, wydany w listopadzie 2024 roku przez wytwórnię Príncipe, to pierwsze pełne wydawnictwo DJ Lycoxa od siedmiu lat. Czy warto było czekać? Zdecydowanie tak! Ponownie zanurzamy się w fascynujący świat batidy – gatunku, który urzeka złożonymi polirytmiami oraz ciepłymi tonami akordeonów, fletów i gitar. Bywa momentami bardziej mechanicznie, ale rytm zawsze trzyma w ruchu. Mój faworyt to tytułowe Guetto star – nie potrafię powstrzymać wzruszenia, jakie wywołuje, potrafi poruszyć do głębi. To muzyka, która nie tylko pulsuje energią, ale też emocjami. Keep your eye on the donut and on Príncipe Records. (agata)
Dominika Płonka – Dominika Daniela
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Zwyczajne r&b opowiadające o zwyczajnych rzeczach. Gdzie więc tkwi siła tej płyty? Historie o przyziemnych z pozoru problemach są opowiedziane w interesujący sposób i dotykają tematów bliskich każdemu. Siła tej powszechności nie dałaby rady sama udźwignąć albumu, gdyby brzmienie się z nią nie harmonizowało. Jest jednak inaczej, a zabiegi muzyczne są całkiem różnorodne: od balladowych podkładów r&b opartych na klawiszach (własnym), przez syntezatorowy vibe ejtisowej polskiej piosenki (jak to jest?) i atmosferyczny drum and bass (księżniczka type beat) po funkujący pop (house of DOMI). To płyta, która bardzo szybko potrafi rozgościć się w głowie i wracać raz za razem. (jacek)
Erika de Casier – Still
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
W roku tryumfu aaliyahowego r&b za sprawą albumu Access All Areas od FLO, skądinąd bardzo dobrego, Erika decyduje się na drobne gatunkowe dekonstrukcje. Potrafi oczywiście brzmieć jakby wyskoczyła wprost z najntisów (soulowo-rapowe Ice), ale największy błysk zyskują takie utwory jak podszyte footworkiem Lucky, okrojone głównie do klawiszowej melodii, a mimo to zaraźliwie taneczne Test It, Home Alone z echami reggaetonu czy zwiewnie zarapowane na organicznie-mechanicznym podkładzie My Day Off. Jest to najbardziej zaskakująca płyta Eriki, obfita w ciekawe pomysły i udowadniająca, że artystka ma na swoim gatunkowym polu jeszcze wiele do wyśpiewania. (jacek)
Halsey – The Great Impersonator
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Koncepcyjny album zrodzony w bólach, cierpieniach i silnych emocjach. Chociaż Halsey zaczynała jako przedstawicielka tumblrowego electropopu, obecnie jej życiowa sytuacja i wynikający z niej przekaz artystyczny uległy całkowitemu przekształceniu. Otarcie się o śmierć z powodu choroby, samotne macierzyństwo, śmierć psa – wszystko to poskutkowało nagraniem przez Halsey najbardziej osobistej płyty. Katalizatorem opowieści o własnych emocjach są sylwetki znanych artystów (m.in. Björk, David Bowie, PJ Harvey, Bruce Springsteen), którymi wprost inspiruje się artystka w każdym utworze. W ten sposób Halsey nie tylko dostarcza ciekawy projekt, z bardzo różnorodnym brzmieniem (pomagali jej m.in. Alex G i Greg Kurstin), ale też ułatwia sobie przekazanie światu tego, co ciąży jej na sercu. (jacek)
Holiday Sidewinder – The Last Resort
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
W mainstreamie inpsirowanie się latami osiemdziesiątymi przybiera zazwyczaj obraz wpływów syntezatorowych. Holiday postawiła jednak na lekkie rockowe gitary i z powodzeniem przywołuje ducha Kim Wilde, Roxette czy Laury Branigan. Hooki nie chcą wyjść z głowy, refreny grają na zapętleniu, słyszane w tle elementy reggae każą myśleć o tropikalnym lecie na wyspie, a klimat retro jest autentyczny jak nigdy. Wydaje się, że pewne cechy charakterystyczne ejtisowej muzyki zaginęły w zbiorowej świadomości, a Holiday sprawnie je wyłapuje i wyciąga z powrotem na wierzch. Stanowiący centrum albumu przebój Cliffhanger z jednej strony kłania się w stronę Bowiego, z drugiej posyła uśmiechy do UB40. The Last Resort to zdecydowanie jedna z najciekawszych, a zarazem najbardziej przeoczonych płyt minionego roku. (jacek)
Jamie xx – In Waves
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Jamie xx zawsze miał unikalne podejście do dźwięków, ale tutaj przeszedł samego siebie. Ten album jest jak podróż – od głębokich, introspektywnych momentów po utwory, które idealnie nadają się na parkiet. Duet z Robyn? Damn! Odtwarzałem go na replayu niezliczoną ilość razy w tym roku. Ten kawałek to taneczny rollercoaster. Zresztą całe In Waves jest pełne małych detali i smaczków, które odkrywasz przy każdym kolejnym przesłuchaniu. Jamie pokazał, że potrafi wydobyć z elektroniki i muzyki klubowej to co najlepsze. Jest to album pełen niuansów, w którym każda warstwa dźwięku ma swoje skrupulatnie wyznaczone miejsce. W jego muzyce jest coś absolutnie wyjątkowego i świeżego – czego nie jesteś w stanie pomylić z nikim innym. A jednak – potrafi przy tym zaskoczyć. No jest koleś w formie, no. (przem)
Król Słońce – Wschód Zachód
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Warszawski kwartet (wcześniej duet) starannie pracował nad zbudowaniem swojego własnego brzmienia. Zaangażował się w ten proceder tak mocno, że na debiutanckim albumie brzmi już tak, jak nie brzmi w Polsce nikt. Progresywny disco pop? Psychodeliczny chillwave? A może hipnagogiczny papadensowy porcyscore? Żadnego z tych słów nie ma w słowniku, co świetnie oddaje songwriterski warsztat warszawiaków: na temat ich inspiracji, piosenkowych zabiegów, budowania dramaturgii utworów czy kreowanej atmosfery można pisać quasi-akademickie eseje, a zarazem jest to przecież otwarta, ciepła, melodyjna muzyka, którą bez grama strachu o społeczny lincz można włączyć podczas majowego pikniku. Od premiery singla Instynkt, który miał miejsce jeszcze przed pandemią, oczekiwania w związku z tym debiutem tylko wzrastały i teraz z pełnym przekonaniem można podsumować: król zasłużył na swoją koronę. (jacek)
Mabe Fratti – Sentir que no sabes
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Meksykańska artystka przy pierwszej styczności przypomina nieco Julię Holter, autorkę bardzo udanej tegorocznej płyty Something in the Room She Moves. Jej bogato zaaranżowane kompozycje nie stronią od niespodziewanych dźwiękowych wycieczek: czy to w stronę lokalnego folkloru, czy bardziej zorientowanych na wyraziste gitary pasaży. Od Amerykanki różni ją jednak bardziej kameralna atmosfera. Chociaż stężenie różnych dźwięków i instrumentów jest gigantyczne, cała Sentir que no sabes idealnie pasuje do malutkiej sceny, na której muzycy ledwo się mieszczą, a każdy ruch struny można kontemplować w zadumie. Wyrazista wiolonczela prowadzi tutaj niejeden utwór, trzymając pozostałe instrumenty na wodzy. Momentami słychać też, że kompozycje skręcają w jazzową stronę i trudno wyznaczyć jasną granicę między z góry zaplanowanymi sekcjami a chwilami wspólnego improwizowania. Ten album wyłania się z ukrycia i szybko kradnie serca. (jacek)
Magdalena Bay – Imaginal Disk
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
To już trochę niepisana zasada, że przy każdej premierze tego duetu obecność w naszej topce jest gwarantowana. Należy jednak zaznaczyć, że to zasługa wyłącznie jakości i pomysłowości, a nie względy personalne. Tym razem Mica i Matthew stawiają na maksymalne dopracowanie swoich utworów. Podczas gdy sporo ich poprzednich kompozycji opiera się na jednym chwytliwym motywie albo pomyśle, piosenki na Imaginal Disk od takich idei wręcz pękają. Samo Imagine mogłoby stanowić trzon co najmniej pięciu innych kompozycji (giętkie intro, chwytliwa melodyjka w refrenie, syntezatorowy pasaż w porefrenie, wyłaniająca się w drugiej zwrotce dodatkowa melodia, euforyczna rozedrgany climax w ostatnim refrenie). Ten maksymalizm przyprawia o zawrót głowy i zachęca do analiz wszystkich składowych, ale kryją się w nim w końcu ogromne pokłady taneczności, rozrywki i nieokiełznanej zabawy, więc rozum szybko idzie w odstawkę. Nie jest to płyta, o której szybko da się zapomnieć. (jacek)
Marilyn Manson – One Assassination Under God – Chapter 1
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Kilka lat kontrowersji i zawirowań życiowych musiało znaleźć swoje ujście w twórczości nawet takiego pozornie nieczułego artysty, jak Manson. Brian Werner stylistycznie wraca do wypracowanej klasyki i łączy ją z wyrazistymi elementami nowych brzmień. Fuzja teatralności z surowością. Tekstowo mierzy się z całą masą emocji i konfrontuje z własną szczerością. Tytułowe One Assassination Under God i No Funeral Without Applause skręcają w stronę Mechanical Animals i Holy Wood, a Sacrifice of the Mass wznosi go na wyżyny metaforycznych odniesień. Uznanie należy się za piękny powrót do korzeni przy jednoczesnej dojrzałości i muzycznej ewolucji. I niech czołówka w zestawieniach list mówi sama za siebie. (daria)
Natalia Szroeder – REM
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Trudno mi się przyznać to chyba strach – że mnie boli wizja najbliższych lat. Ten fragment z REM towarzyszył mi długo po pierwszym przesłuchaniu albumu – towarzyszy zresztą do dziś. To właśnie słowa są największą siłą Natalii – jej teksty są szczere, głębokie i osobiste. REM to płyta, która opowiada o emocjach w sposób, jaki rzadko słyszymy w polskiej muzyce pop. To nie jest album, który ma tylko brzmieć „ładnie” cokolwiek to znaczy – to album, który ma coś do powiedzenia. REM to podróż przez emocje i senno-marzycielski klimat. I ten głos! Co to jest za głos! Produkcja na tej płycie jest oszczędna, ale właśnie to pozwala tekstom i emocjom, które niesie ze sobą jej wokal – wybrzmieć jeszcze mocniej. To nie jest ta sama Natalia, która jako nastolatka śpiewała nie patrzę w dół – chociaż z tą łatką mierzy się do dziś. Swoją drogą ocena artystów przez pryzmat ich poprzedniej twórczości to temat rzeka. Powiem tylko, że jeżeli to Twój główny/jedyny powód, przez który omijasz ten album – po prostu sporo tracisz. Cieszę się, że Natalia odnalazła swój głos i może tworzyć własną muzykę z własnymi tekstami i na własnych zasadach. Jest to ten rodzaj płyty, która zostaje z Tobą na długo. I będziesz do niej wracać. (przem)
Oxford Drama – The World Is Louder
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Bandcamp
Świat jest coraz głośniejszy, ale brzmienie Oxford Drama wcale nie zmienia się w noise. Mimo zdecydowanych gitarowych kompozycji, takich jak Ought to Know, More & More czy The Leader, Gosia i Marcin równie pewnie czują się w bardziej kojącym terytorium (Six Feet Under, Meditation 1), odkrywając w swoim songwriterstwie wszystko co najlepsze. Są przemyślane teksty, jest dużo gitarowych pomysłów (solówki, chwytliwe motywy, podskórne melodie), spina to wszystko bardzo estetyczna oprawa wizualna. Jednocześnie czuć, że album zrodził się w zalążku w ramach niezobowiązującego letniego jamowania: muzycy i ich instrumenty rozumieją się tutaj doskonale. Kolejna świetna płyta w dorobku duetu. (jacek)
Skee Mask – Resort
Strasznie cieszy mnie fakt, że Skee Mask wchodzi na salony i zaczyna być doceniany przez szerszą publiczność. W 2024 wydał nie tylko Resort, ale również album-niespodziankę C. Precyzyjna produkcja i emocjonalna głębia czynią z tej produkcji odpowiedni materiał zarówno na parkiety klubowe, jak i do spokojnego odsłuchu w domowym zaciszu. Zdaje się, że Brian Muller poświęca jeszcze więcej uwagi tworzeniu amorficznych pejzaży dźwiękowych, łącząc ze sobą pomysły tak, że wzajemne oddziaływanie różnych elementów jest subtelniejsze niż kiedykolwiek. Jeśli szukacie czegoś wyjątkowego i jednocześnie futurystycznego, to polecam zarówno Resort, jak i poprzednie albumy tego niesamowitego i zdolnego producenta. (agata)
STRATA – SUBARU
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
2k88 zalicza kolejny udany rok, tym razem zwieńczony dwiema płytami. Emocjonalna przebieżka po klasykach polskiego rapu na SHAME idzie w parze ze świeżością i nowością projektu STRATA. Razem z raperami: Kosim i Hadesem, którzy świetnie czują vibe Przemka i odnajdują się na jego bitach ze swoją nawijką, producent tworzy tutaj polską wersję UK bassowego hip hopu. Udaje się zachować wszystkie charakterystyczne cechy gatunku. Ostre, ale żywe i wiele mówiące wersy, często mające znamiona luźnej gry skojarzeń (Kosi na Subaru), plastycznej językowo plątaniny powtórzeń (Hades na Kwit) albo pełnej szczegółów opowieści o otoczeniu (Kosi na STRT View). Silne basami bity, pędzące czasem na junglowe złamanie karku albo żonglujące industrialowymi zagrywkami. Jest też w końcu Seria strat, czyli pomysłowy łącznik lirycznej i muzycznej strony mikstejpu, bazujący na grze słów, grze dźwięków i efektów. Do tego materiału można wracać nieustannie. (jacek)
Trent Reznor & Atticus Ross – Challengers OST
Nigdy nie przypuszczałam, że ścieżka dźwiękowa do filmu stanie się dla mnie na tyle ważna, by trafić do ścisłej czołówki moich ulubionych płyt 2024 roku. OST do filmu Luki Guadagnino Challengers to kolejna wspólna praca duetu Trent Reznor i Atticus Ross, doskonale znanego fanom Nine Inch Nails. Tym razem wyróżnia się jednak niskim poziomem hałasu i rzężenia, które ustępują miejsca pulsującemu, energetycznemu rytmowi techno. Ścieżka dźwiękowa idealnie współgra z szybkim tempem filmu i rytmicznymi odbiciami tenisowej rakiety. Jest sprężysta jak napięte mięśnie zawodników i równie emocjonalna jak relacje między bohaterami. Album wieńczy rewelacyjna autorska kompozycja Compress / Repress – mój ulubiony utwór – która przynosi ukojenie i rozładowuje emocje po intensywnej, filmowej jeździe bez trzymanki. Polecam najpierw obejrzeć film, a potem cieszyć się pozytywnym katowaniem tej niezwykłej ścieżki dźwiękowej! (agata)
Vampire Weekend – Only God Was Above Us
Posłuchaj: Spotify / Tidal / Apple Music
Może i inspiracje sunshine popem na Father of the Bride brzmiały w porządku, ale czy to był materiał na godzinę grania? Only God Was Above Us jest z drugiej strony znacznie bardziej zwięzły czasowo, ale liczba instrumentów, harmonii, inspiracji jest przepastna. Bywa głośno (druga połowa Capricorn), bywa egzotycznie (Ice Cream Piano), bywa eksperymentalnie (Classical), bywa introspektywnie (Mary Boone), Łatwo tu znaleźć coś dla siebie, bo menu obfituje w smakowite pozycje. W pewnym sensie ten album można traktować jako weselszego, mniej mrocznego, ale nie mniej oryginalnego brzmieniowo brata bliźniaka The New Sound Geordiego Greepa. Ja w tej wymyślonej rywalizacji absolwentów poważnych szkół stawiam na chłopaków z USA. (jacek)
Willaris K. – Everything is as it should be
Posłuchaj: Spotify / Apple Music / Bandcamp
Długie sześć lat pomiędzy debiutem, a drugim lonsgplayem wypełniło kilka naprawdę świetnych EP-ek. Jednak to właśnie w długogrających albumach Willaris K. rozwija w pełni swój potencjał i daje wyraz tym wszystkim ekspretymentom, które stały się właściwie jego znakiem rozpoznawczym. Trudno przewidzieć w jego przypadku, w którą stronę pójdzie, co i z kim stworzy w następnej kolejności, do czego nawiąże. Everything is as it should be to wyraz jego nieograniczonych możliwości i wyczucia, które mimo momentów skrajności łączą się w całość. Jest tu dużo retrostrospekcji nawiązujących do ambientowych i zamglonych początków (Guard, In Retrospect, Home), nowych kierunków wyznaczonych podczas osobistych doświadczeń (World Collapsing, Heart Chains), łączących nowe brzmienia, połamaną elektornikę z wokalem, jak i absolutnie genialnych klubowych mixów (tytułowe Everything is as it should be). Pełny tekstur, warst, styli i eksperymentów balansujących na granicy gatunków. Nie da się jednoznacznie sklasyfikowac tego albumu, ale na półce elektornika roku zajmuje najwyższą pozycję. (daria)