Polska migawka: Kwarantanna edition #1

Tym razem bez ram czasowych, bo jest i trochę nowości, i trochę zaległości z ubiegłego roku, które nie zmieściły się do podsumowania. Jak zwykle za to jedna rzecz bez zmian – mnogość zespołów, wykonawców, artystów i treści w całym artykule. Mnogość tak duża, że wpis dla wygody trzeba było podzielić na dwie części. Co stanowi dobrą diagnozę obecnego stanu polskiej sceny.

Och, ileż się dzieje w temacie tzw. „polskich ładnych piosenek”! Do głosu dochodzą coraz to nowe zespoły, zapatrzone w sophisti-pop, dream pop, jangle pop czy starsze indie. Pies brzmi jak coś z pogranicza dream jangle popu („znowu idę”) i lekkiego uwspółcześnionego surf rocka („do cb”). Grupa Nastroje to czysto wakacyjny indie psych pop zanurzony w estetyce Unknown Mortal Orchestra („Lato doskonałe”) albo eteryczny trip pop („Tak mocno czuję”). Król słońce to przebojowy electropop w stylu Cut Copy i Friendly Fires, a „Instynkt” to najlepszy na to dowód. Bardziej w stronę Much, ale z shoegaze’owym zacięciem, podąża zespół Dziewczęta (co szczególnie słuchać w utworze „Taksówkarze”). Za to singiel „Razem” miksował Mark Gardener z brytyjskiej grupy Ride.

To jeszcze nie koniec singlowych rewelacji. I to rewelacji przez duże „R”, bo tak na pewno należy określić utwór „Kto wie ten wie” projektu Egipcjanie. To rzadki przypadek piosenki, w której od pierwszego odsłuchu można się zakochać w warstwie muzycznej, a po dziesiątym odkryć, że tekst nie tylko istnieje, ale jest nawet lepszy. Lekko ironiczny, ale raczej w autokrytyczny sposób, przewrotny, ale w gruncie rzeczy zabawny. No i przede wszystkim okraszony wspomnianą już niemal perfekcyjną warstwą muzyczną, jangle popową gitarą i lo-fi produkcją. Zostaje w głowie na bardzo długo.

Alfah Femmes wyskoczyli jak Filip z konopi, chociaż ich biogram mówi, że są na scenie już od dwóch lat. Jednak to dwa najnowsze single zwracają uwagę wszystkich zainteresowanych na sześcioosobowy projekt z Gdańska. „Skunks” ma swoje punkty wspólne z amerykańską grupą Hop Along i brzmi jak potraktowany syntezatorami indie rock, a „Don’t Stop” wchodzi w tereny zwariowanego psych funku. Jest to coś, czego w Polsce nie było albo w ogóle, albo co najmniej bardzo dawno. Płyta podobno w tym roku! 

Na czysto popowym poletku też dzieją się miłe rzeczy. Eurodanek wchodzi na ścieżkę, na której eurodance krzyżuje się z electropopem, co skutkuje może utworem mniej skocznym niż „W ruchu cały czas”, ale na pewno nie mniej przebojowym – „Eden. Luźna inspiracja Krzysztofem Antkowiakiem, jeśli rzeczywiście zachodzi, jest bardzo ceniona, a samemu brzmieniu chyba najbliżej do Jauntix.

Agata Gołemberska swoich sił próbowała kiedyś w The Voice of Poland. Dlatego bardzo dziwi fakt, że jej popularność zatonęła i to w dodatku całkowicie niesłusznie. Artystka ma na swoim koncie kilka solidnie wyprodukowanych utworów, w których dodatkowo błyszczy swoim wokalem, ale prawdziwa zbrodnia dokonuje się właśnie teraz – najnowszy „Give It” przemyka właśnie niepostrzeżenie, będąc jednocześnie jednym z najlepszych polskich popowych utworów tego roku. Strzępki disco, skry synth funku, synthpop. W alternatywnej rzeczywistości byłby to wakacyjny hit radiowych rozgłośni.

Pop może trochę mniej radiowy, ale wcale nie przebojowy, reprezentują inne polskie wokalistki. Marie szykuje się do wydania EP-ki „Candybar”. Zaprezentowane dotychczas single nastrajają na ten materiał bardzo pozytywnie: „Matka Polka” i „Miód” to przewrotne teksty, pasująca do nich produkcja i przyjemny wokal. Nath. lubi za to inne klimaty. Jej muzyka to raczej alt r&b, z moody bitami i bardzo melodyjnym użyciem słów, czuciem ich muzycznej wartości, czyli czymś nieczęstym i wartym docenienia. Szczególnie w ucho wpadają „żółty tees” i „dym w oku”.

Mogłoby się wydawać, że atmosferycznego synthpopu już w Polsce nie uświadczymy. W końcu nic nowego nie wydał duet We Draw A, a Kamp! raczej też porzucili korzenie. Z odsieczą przychodzi idothings. Singiel „Telepathy” to dream synthpop w odcieniach przebojowo-melancholijnych, w zależności od tego, którego momentu utworu złapiemy. Zanurzony w syntezatorach i skąpany w efektach wokal dodaje tu nutkę chillwave. Tak właśnie brzmi przepis na niekontrolowane zapętlenie. Miód.

Jeszcze coś w kwestii kawałków o nieograniczonym potencjale repetycji. Jerz Igor to bez wątpienia najlepsza niezalowa grupa grająca muzykę dla dzieci. Ale to, co udało im się osiągnąć na utworze „Nuda”, nie mieści się w głowie. Chwytliwa melodia, świetny refren, słowa Doroty Masłowskiej, wokal Magdaleny Gajdzicy z Enchanted Hunters, chór ze szkoły podstawowej, wszystko to składa się na słodki, przemyślany i przede wszystkim przebojowy utwór. Własnie tak można arcyciekawie mówić o nudzie.

Coś się kończy, coś się zaczyna. Ta dewiza może przyświecać JAAA!, którzy oficjalnie kończą trylogię o Remiku i Bujillo EP-ką o wymownym tytule „Game Over”. Trzy utwory z elektroniką trochę eksperymentalną, a trochę taneczną, dobrze podsumowują wszystko to, co dotychczas dali światu muzycy z Kujaw. Ciekawe, w którą stronę podążą teraz.

Niestety znacznie bliżej prawdziwego „game over” znalazła się wytwórnia Instant Classic. Z powodu obecnej sytuacji jest ona zmuszona zawiesić do odwołania swoją działalność. Ostatnim wydawnictwem będzie EP-ka „#2” Dynasonic, czyli „dubwave” ze Szczecina (w składzie m. in. Mateusz Rychlicki). Zniknięcie IC to ogromna strata dla polskiej muzyki, trzymamy kciuki, żeby taki stan był jedynie tymczasowy.

Było już w tym roku trochę większych premier i jak na razie żadna z ich nie zawiodła. Coals wydali album, który świetnie wpisuje się w ich etos ciągłego rozwoju i poszukiwania, pełen świetnie napisanych piosenek i nieoczywistych melodii. „Docusoap” czeka teraz tylko, aby móc się pokazać na żywo. Podobnie jak „IDeal” Rosalie., album, na którym oprócz głównej bohaterki najbardziej błyszczy Chloe Martini. Każdy utwór, który produkowała, momentalnie wprawia w tanecznych ruch, co w dużej mierze wynika ze sprawnego operowania chwytliwymi liniami basowymi. Dla Rosie jest to też kolejny krok w umacnianiu swojej pozycji jako najlepszej polskiej wokalistki R&B. Swoje trzy grosze do marcowych premier nieprzypieczętowanych koncertami dorzucają dziewczyny z Lor. O EP-ce „Sunlight” pisaliśmy więcej tutaj.

Przyjemne rzeczy zadziały się w pop rapie. W czasach ciągłej dominacji trapu, który potrafi łatwo prowadzić do monotonii, wszystkie skręty w stronę podkładów electropopowych czy glitchowych zasługują na szacunek, nawet jeśli jako całe płyty nie są aż tak dobre. Quebonafide na „Romantic Psycho” często przynudza, ale ma też momenty, szczególnie z zaproszonymi gośćmi – jak w „BUBBLETEA” z Darią Zawiałow, „COJESTMAŁPY” z powstałym z martwych Smarki Smarkiem czy „AJETLAGTOMÓJNOWYDRAG” z legendą podziemia, Kiełasem z LSO. Za to „JESIEŃ” znacznie ciekawiej zinterpretował Klocuch. Gverilla na „Hologram” błyszczy w utworach z Kamp! i Klaudią Szafrańską, dobrze wypada też we współpracy z duetem Kacperczyk. Ten też ma na swoim koncie debiutancką płytę. „Sztuki piękne” w świetny sposób włączają w paletę brzmieniową dęciaki (szczególnie „Iggy”) i inne żywe instrumenty. Mocne momenty to np. nieprzyzwoicie dobrze skrojony electropop na „Nie wyjadę”.

W podobnym do Kacperczyka klimacie trzyma się Wilhelm, który już u nas gościł i nie jest nowy na scenie. „Zachód” to jednak przebojowa świeżość w jego twórczości, oscylującej częściej wokół alternatywnego r&b na trapowych podkładach, jak choćby „IBUPROFEN”. Tony natomiast wyróżnia się klarownym wokalem i połamanymi bitami. Szczególnie słychać to na „OK, ale również najnowsze „Małe rzeczy” nie odstają poziomem, mimo trochę mniej eksperymentalnego podkładu. Ciekawie prezentuje się też Młody Budda, człowiek-orkiestra, który sam robi wszystko, od teledysków po produkcję. „Bez zmian” to godny zapętlania kawałek ze świetną drugą połową. Trochę przespaliśmy też Kukona – kto miał się o nim dowiedzieć, ten się dowiedział, ale warto odnotować, że „Ogrody” były jednym z najciekawszych mikstejpów zeszłego roku, z cloud-jazz rapowym hitem „Ogrody po blantach” na czele.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o zeszłorocznej płycie duetu Alfons Slik. Największy problem jest jednak z jakąkolwiek próbą jej zaszufladkowania. „Nie przejmuj się” to chyba eksperymentalny pop jazz z najbardziej psychdelicznymi tekstami w polskiej muzyce (strumień świadomości w stylu „to pukanie jest pytaniem o żywot Chrystusa sałatki”), ni to recytowanymi, ni rapowanymi. Całkowicie inna odmiana jazzu to projekt Szpieg Kontra Szpieg. Instrumentalny noir jazz połączony z post-rockiem błyszczy na EP-ce „Iskra”, tematycznie silnie osadzonej w czasach podobnych do tych obecnych (mimo że materiał ma już rok).

Songwriterskie sprawki: Hai (aka Eddie/Hai) pochodzą z Lublina i mają na koncie kilka nagród. Co jednak ważniejsze, szykują się do wydania debiutanckiej płyty, ale jak na razie na drodze stanęło im niepowodzenie kampanii na Zrzutce i obecna sytuacja kryzysowa. Singiel „W powietrzu” odkrywa najważniejsze karty – mimo minimalistycznej oprawy artyści bawią się post-rockową stylistyką budowania klimatu. Nie skręcają jednak w „smyczkowy patos”, co mocno ich wyróżnia, a przez większość czasu powolnie budują atmosferę na slowcore’ową modłę. Też ze wschodu, bo z Białegostoku, pochodzi Ola, znana jako Feral Atom. Na razie ma na koncie dwa utwory: „Medicine” i „Love”. Oba szczególnie wyróżniają się świetną produkcją, za którą odpowiada artystka we własnej osobie. Tak przestrzennie brzmiąca gitara zawsze podbija emocje płynące ze słuchania, a stanowi ona tylko jeden z elementów świetnie dopasowanej układanki. instrumentalnie trochę jak Ben Howard w okolicach drugiego albumu, a wokalnie trochę jak islandzkie smutne śpiewanie spod znaku Rökkurró czy Pascal Pinon. Must hear!

Zespół Antidotum, o którym swego czasu wspominaliśmy, tymczasowo zawiesił działalność. Jednak jego wokalistka i pianistka, Zuzanna Zawadzka, wypuściła w świat swoje solowe kompozycje: „Sowa” i „Łódź”. To medytacyjny ambient pop, z melancholijną atmosferą i nawarstwionymi wokalami, które dodatkowo potęgują duchowe uniesienia. Polska Grupes? Chyba tak. Czekamy na więcej!

W dobie największego od lat kryzysu w muzycznej branży stratuje nowa niezależna wytwórnia. Nad Peleton Records czuwają ludzie od Undertone, więc nie ma co się obawiać zarówno o dobór artystów, jak i o profesjonalizm. Na pierwszy ogień idzie singiel od dobrze znanego w niezalowym środowisku zespołu – Syndrom Paryski. „Letnie noce” są okraszone klipem nagranym w domowym zaciszu każdego z członków zespołu podczas rozmowy wideo.

Trochę się dzieje na rockowym poletku starych wyjadaczy. Próchno, autorzy chwalonego przez nas albumu, wydali EP-kę „Niż”. To dawka noise nie do pogardzenia i przedłużenie estetyki zeszłorocznego albumu. Jesień ma dla nas „Błoto” – też noise, ale może bardziej post-punk czy jakiś eksperymentalny rock z krautową motoryką. Dzieje się dużo, trudno się w tym wszystkim połapać, ale to chyba najlepszy komplement. Garażowe granie, z drobnymi zaskoczeniami (jak jazzowe wstawki), uprawiają na płycie „Eudajmonia” Good Night Chicken, a do językowych korzeni wraca kaszubski skład Kiev Office na płycie „Nordowi Môl”.

Good Night Chicken powołali również do życia wytwórnię Prądy, która skupia bydgoskich muzyków. Oprócz GNC należy do niej również duet Seyda Neen. Ujmujące elektroniczno-folkowe kompozycje, takie jak „Doskonale” czy „Za światłem” zasługują na znacznie więcej uwagi. Oby zjednoczenie bydgoskiej sceny i jej wspólne działania obfitowały w taki właśnie efekt.

Dla uspokojenia ambient. A tu przede wszystkim całkiem nowa inicjatywa – label Nagrania Somnambuliczne, który wystartował z początkiem roku płytą „Przygody i tajemnice” Flanera Klespozy, czyli soniczną wyprawą z field recordingiem i samplami klasyków ambientu. Bogate dźwiękowe doświadczenie nastawione nie na rytm czy melodię, a na uchwycenie kadrów z codziennego życia, ale całkowicie bez obrazu. Najlepszy soundtrack do leżenia. Za to na „All Roads Lead To” Maćka Stępniewskiego (znanego też jako Krew czy Haunting) więcej jest klimatu ambient techno, ale nie bez nagrań otoczenia. Rośnie nam bardzo ciekawy label, który wypełnia pewną niszę w Polsce. Pozostając w temacie ambientu – warto się również przyjrzeć albumowi „With You” heðer. Krakowski artysta zabiera w podróż do Islandii, oddając jej pustkę i surowość klawiszami, strzępkami gitary i szumami.

Realnie lato zacznie się w tym roku trochę później, ale wydawnictw świetnie oddających jego klimat już trochę jest. „Powoli” Jaromira Kaminskiego, które ukazało się w Polena Recordings, to downtempo zanurzone w letniej, balearic beatowej otoczce – stanowi odpowiednik chłonięcia ostatnich słonecznych promieni w lipcowy wieczór. „Blues” od projektu Pejzaż stanowi brzmieniowo kontynuację płyty „Ostatni dzień lata”, ale jako materiał źródłowy bierze na warsztat, jak zresztą nazwa wskazuje, bluesowe sample. Jest bardziej tanecznie, a mniej nostalgicznie niż na poprzedniku. Ogromna szkoda, że nie było jeszcze szansy dać się ponieść temu materiałowi na parkiecie. Kryjący się pod pseudonimem Pejzaż Bartosz Kruczyński podzielił się również nagraniem „Selected Ambient Projects” oraz, jako Earth Trax, płytą „LP1”. Poza deep housem jest na niej lekko zakwaszone techno oraz melancholijny breakbeat. Słowem: płyta na każde okoliczności. Otwierający album „I’m Not Afraid” to ścisła roczna topka, nie tylko polskich utworów. A na rozładowanie napięcia nowy album Noona („Nobody Nothing Nowhere”), w stylu raczej powolnym, kontemplacyjnym, ale brzmieniowo bardzo bogatym (gościnny udział m. in. Tomasza Mreńcy czy Piotra Połoza).