Julia Rover / Niczos / Ignacy / Aga Ujma / Patrick the Pan / Mateusz Tomczak
Polska migawka: podsumowanie 2024
Chociaż samej Polskiej migawki długo już nie było, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby posumować miniony rok. Szczególnie, że nazbierało się całkiem sporo ciekawych polskich albumów, które nie zmieściły się w naszym redakcyjnym przeglądzie. Zapraszamy do lektury i do słuchania!
Sekcja folkowo-korzenna ma się w tym roku świetnie, chyba zresztą jak co roku. Dwa całkowicie różne projekty, w które zaangażowana była Niczos – ten ze Sw@dą (#INDAWOODS) i z Antoniną Car (Toń), to również dwa bieguny podejścia do ludowości. Chociaż ten pierwszy stawia na przebojowość, jego najciekawszym sprytnym zabiegiem jest wyrażenie lokalnej mowy korzystając z muzycznego języka z innej części świata. Bo kto wpadłby na to, że podlaska gadka tak świetnie brzmi na południowoamerykańskich bitach? Toń jest natomiast znacznie bliższa powszechnemu wyobrażeniu o muzyce ludowej, ale oszczędność środków powoduje zbliżenie się do minimal synthu albo ambient popu, stanowiąc tym samym przeciwieństwo #INDAWOODS. Saagara to bardzo ciekawy projekt i cieszy jego powrót po siedmiu latach. 3 ujmuje pasją płynącą z grania indyjskiego jazzu. Artyści bawią się wyśmienicie i rozumieją się doskonale mimo barier kulturowych i językowych. Aga Ujma ze swoją drugą EP-ką, 345, pokazuje siłę swojego onirycznego wokalu i muzyczną wyobraźnię. Trochę jak Björk, ale z całym naręczem dźwiękowych pomysłów realizowanych lokalnymi instrumentami (gendèr, sasando). Raphael Rogiński po zeszłorocznej muzycznej wyprawie do Ameryki sięgnął po muzykę litewską. Žaltys jest jednak jak most, który spaja folk amerykański z litewskim, robiąc to oszczędnie w środkach, ale z niepodrabialnym klimatem: ni to medytacyjnie religijnym, ni to głośnym i surowym. Z gitary można wycisnąć naprawdę dużo.
Miło jest sięgać po rzeczy na styku mainstreamu i alternatywy. A raczej sensowniej byłoby je określić jako mainstream, który próbuje i chce być ciekawy. Daria ze Śląska na albumie Na południu bez zmian jest umyślnie antyprzebojowa i wychodzi jej to całkiem nieźle. Trochę alt popu, trochę dream popu, raczej wolne, balladowe tempo. Teksty czasem kuleją, ale częściej u gości niż u samej artystki, bo całościowo wypada to wszystko zgrabnie i przyjemnie. Taras czy Duch z powodzeniem mogą zagościć w słuchawkach na dłużej. W podobnym tonie, ale już z nieco bardziej rozbudowanymi aranżacjami, dostarcza swój nowy album Kaśka Sochacka. Ta druga z pewnością mocniej uderza tekstowo, ale paradoksalnie ma też bardziej radiowy potencjał (Szum, Madison) i przyjemne inspiracje country (np. Komary). Udany album. Intymny materiał zaprezentowała też Natalia Szroeder. REM może jest trochę gorszy niż Pogłos, ale ma mocne momenty i różnorodne aranżacje (bogate Ściany, Na stół z przestrzennymi gitarami). Natalia naprawdę dobrze potrafi wyrazić siebie.
Patrick the Pan raczej nie bawi się w zbędne metafory, ale życiowe problemy potrafi ugryźć z naprawdę bolesnej strony. To nie najlepszy czas dla wrażliwych ludzi korzysta z uwolnienia się od wytwórni i nie idzie na żadne kompromisy, nawet te związane z długością tytułów. Brzmieniowo pojawiają się skojarzenia z Lenny Valentino i Low Roar, co chyba stanowi całkiem dobrą rekomendację. Nie słucha się tego przyjemnie, ale taki właśnie jest zamysł. Kolejna udana płyta w dyskografii. Pola Chobot i Adam Baran szturmem zgarniają widownię pragnącą klimatycznego dream popu. Burza brzmi naprawdę dobrze i ujmuje wokalnie, a zarazem na długo zostaje w głowie. Inspiracje z pogranicza folku i country również się bronią. Natomiast album Kasia i Błażej Nosowskiej i Króla na pewno trzeba traktować w kategorii rozczarowania, bo to jednak efekt współpracy bardzo utalentowanych tekściarzy, którzy chyba obecnie nie są w formie. Mimo tego można na nim znaleźć kilka smacznych kąsków. Takich jak Samolocik z syntezatorami rodem z Nielota czy minimalistyczny Dzwoń brzmiący jak akustyczna wersja czegoś z Przez sen. Kasia Lins wydała za to rozszerzoną edycję albumu Omen i wszystkie premierowe utwory brzmią dobrze – to naprawdę godna docenienia passa sukcesów.
IGNACY to artysta trochę przeoczony, który teraz rośnie nam na polskiego Jamesa Blake’a. Album Limbo ma w sobie dużo chwytów używanych przez Brytyjczyka: zglitchowane brzmienie otaczające zwiewny wokal, klawisze zmieszane z syntezatorami, r&b z krztą dubstepu. Naprawdę ciekawy materiał. Tomasz Makowiecki wrócił za to z oczekiwaną długo płytą i jest dobrze. Może trochę za długo to wszystko trwało, emocje zdążyły opaść, a niektóre teksty wołąją o pomstę do nieba, ale w ogólności Bailando ma w sobie ten niepodrabialny sophisti-ambientowo-popowy sznyt. Żony Hollywood Lor to płyta specyficzna: niecałe pół godziny, dwie części, trochę wydanych wcześniej utworów. Z drugiej strony nie można odmówić jej melodyjności i momentami radosnego brzmienia, które ciekawie kontrastuje z melancholijnymi tekstami. Wydana własnym sumptem EP-ka CRUSH Ofelii to kolejne wcielenie artystki: tym razem bardziej gitarowe. Nie było ograniczeń i hamulców, co dało naprawdę ciekawy efekt. Bywa agresywnie, szybko, post-punkowo, a przede wszystkim autentycznie. Iwona Skv z Rebeki w końcu w pełni wychodzi na solową ścieżkę i na 1986 brzmi podobnie jak w duecie, ale stawia na bardziej osobiste teksty.
Rzeczy ogólnie rzecz ujmując eksperymentalne to znowu szeroki zakres wydawnictw. Niektóre sekrety powinny pozostać marzeniem Mateusza Tomczaka miesza gatunki z niezwykłą lekkością: glitch pop, ambient, art pop. Mateusz robił tutaj w zasadzie wszystko i płyta stanowi jego spójną wizję, a przenosiny do Opus Elefantum Collective mają szanse dać artyście jeszcze większe gremium słuchaczy. Antonina Nowacka czaruje wokalem na Sylphine Soporifera i wprowadza w stan relaksu absolutnego. 2567 E.P. Lutto Lento trwa tylko siedem minut, a dzieje się tam naprawdę mnóstwo: rockowo, popowo, hipnagogicznie, eksperymentalnie. Również krótko i klimatycznie jest na EP-ce Route Tomasza Mreńcy i Baascha – artyści współpracują przy różnych okazjach już od dawna, ale to dopiero ich pierwszy wspólny materiał. Baasch umie się odnaleźć w ambientowym otoczeniu bez większych problemów. Kolejny raz od ambientowej strony z sukcesem pokazuje się Bartosz Kruczyński na Dreams & Whispers: klimatyczny zestaw utworów. Interesujący jest poboczny projekt Tomka z Kamp!: innerinnerlife. ILYSM to wyciszający ambient pop z potencjałem.
Elektronika do tańca? Najważniejszy na tym polu wydaje się fakt wejścia wytwórni The Very Polish Cut Outs na pole debiutów. Zaczynają bardzo mocno, bo EP-ka Co z Tobą? Julii Rover to dzieło artystki, która para się również DJką, więc dobrze wie jak rozruszać parkiet. A ekipa TVPCO bardzo w tym pomaga. Italo, synthpop, nowa fala, odwołania do polskich piosenkowych ejtisów, świetny materiał, tyleż taneczny, co klimatyczny. We Draw A w końcu na dobre wrócili. EP-ka New Mornings sprawnie lawiruje po tech house’owych brzmieniach i wzmaga chęć na więcej. EP-ka Sublime od VONDA7 to natomiast melodyjny house pierwszej klasy. Outsidersko eksperymentalna elektronika Wiktorii Poniatowskiej na płycie Niemiła w udany sposób bawi się wokalami (Dystrakcje, Nie trzymam cię, idź) i nieźle nadaje się do tańca. Furorę wciąż robi DJ Blik z wieloma EP-kami, ale szczególnie wyróżnia się hip house’owa Phantasma (Dominika Płonka odgrywa tu pierwsze skrzypce: Utopia i H2O to prawdziwe przeboje). Z formy nie wychodzi też Baasch ze swoją EP-ką IV!!II. Jest synthpop, darkwave, tech house czy UK garage i wszystko brzmi bardzo spójnie. A z ciekawostek: Skubas wydał jako SQBASS drum and bassową EP-kę Switch dla wytwórni Soul Deep.
Natalia Nykiel może i nie pojedzie na Eurowizję, ale i tak EP-ka Atom i singiel Spaceman to jakościowy radiowy pop. Co prawda artystka przyzwyczaiła nas do czegoś więcej, ale teraz chyba jest najwłaściwszy czas, żeby znowu zaistnieć w powszechnej świadomości. Alicja Szemplińska, przed laty obrabowana z szansy na Eurowizję, świetnie odnajduje się teraz w swoim świecie. Album nie wracam to esencja inspirowanego USA r&b, piosenki klimatyczne i dobrze zaśpiewane, z wyraźnym sznytem zaangażowanych producentów (np. Chloe Martini). Chloe nagrała też wspólną EP-kę z Rosalie. (NIE CIERPIE NIE), ale wypada ona dosyć blado (nawet mimo przyjemnych gitar) w porównaniu z singlem No cóż, który również jest ich wspólnym dziełem. Nie znalazł się na EP-ce, a jest przebojowy i wyrazisty. Chloe pomogła też Klaudii Szafrańskiej. Album Ko-oddech to krótki, ale treściwy materiał, zbierający utwory z kilku lat solowej twórczości Klaudii. Poza Martini przy płycie pomogli też m.in. Ofelia, Bovska i Tribbs. Margaret ponownie przemyca ciekawe kompozycje (Daleka północ, Mała ja, Dalej biegnę) w natłoku całkiem zwyczajnych popowych utworów na Siniaki i cekiny. Co w efekcie daje całkiem przyzwoity album.
Wczasy na EP-ce Program brzmią po prostu po swojemu, ale ich najciekawszym zeszłorocznym dziełem jest gościnny udział w utworze Bagno projektu Próchno. Pobrudzone brzmienie, które godzi noisowy sznyt Próchna i nieoczywiste wokale Wczasów. Cała EP-ka 3P zasługuje na uwagę. W stronę jazzu nie biorącego jeńców i silnie gitarowego podryfowali Nene Heroine na EP-ce In Three Colors. Tylko trzy utwory, ale każdy mógłby być najlepszym w dyskografii zespołu. Hatti Vatti na Zeit łączy jazz z garage i wychodzi to co najmniej ciekawie. Alameda sięgają natomiast po elektronikę taneczną i odległą geograficznie na Spectra 02. Sprawdza się to jednak znakomicie. Franek Warzywa (wraz z Młodym Buddą) jest sobą, ale tym razem zamiast o warzywach śpiewa o komputerowym świecie na EP-ce Komputer. Zaumne ma patent na niekończącą się studnię z pomysłami. Kolejny rok, kolejna płyta: Only Good Dreams for Me. Tym razem poza asmrowym ambientem jest też trochę ambient popu w bardziej piosenkowej formie (np. Love2), co dobrze wróży na przyszłość. IDM-owy grime to nowy pomysł Piernikowskiego, który realizuje go na Beyond Echo of Time z całkiem udanym skutkiem.
Mainstreamowy pop rap błyszczy na bombastycznie wyprodukowanym TTHE GRIND Otsochodzi. Czasem da się tu muzycznie wyczuć inspiracje złotą erą Kanyego Westa, co jest naprawdę dużym komplementem. Jeńców nie biorą Żyto i Noon na Glitchy Praga. Produkcja tego drugiego jak zwykle ikoniczna, a wersy tego pierwszego skoncentrowane jedynie na kilku tematach, ale obrazowe i ostre jak brzytwa. Na klimacie buduje 2k88, który na SHAME pociął stare polskie rapowe utwory w taki sposób, że bliżej im do Buriala niż do siebie samych. Eksperymentuje też TONFA przy okazji TRZECIEJ SZYNY i chociaż ten styl jest już znajomy, dalej brzmi przekonująco i buja. Lżej i przystępnie nawet dla nierapowych głów rapuje Kamil Pivot. Kam-Rap-Pol to przyjemny i pomysłowy, a także pełny zabaw ze słowem, album koncepcyjny. Kolorowe domy to Hubert. na lo-fi bitach z lekką nawijką spełniającą się w odprężającej roli. Barto Katt i Soulpete jako HVNCWOTY płyną na jazzowo-abstractowych bitach na Hvnpsoty. Qzyn wyprodukował dwa całkiem różne albumy: drumlessowy Jasny obraz ciemnych czasów z Biakiem i bardziej agresywny Nie napiszą o nas książek z Pękatym. Rośnie nam nowe jakościowe nazwisko na producenckiej scenie. Industrialowe brzmienie to natomiast domena Mosa.Tech i WOJNE. Słucha się tego z ekscytacją.
Gitarki, gitarki. Terrific Sunday wydali udany album Wzloty bez upadków, który jest miłym połączeniem indie i jangle popu. Niestety, jak się okazuje, grupa kończy działalność i będzie to ich ostatni materiał. Szkoda, ale ważne, że zakończyli w bardzo dobrym stylu. Będziemy tęsknić. Inni za to wracają. Cool Kids of Death po serii festiwalowych i klubowych koncertów wypuścili EP-kę Orgiami, która jest ich najlepszym wydawnictwem od dawna, a dodatkowo ciekawie włącza do rockowej gry Belmondo. Vermona Kids na Keepsake nie rezygnują z emo korzeni, ale brzmią trochę jak podkręcone power popem The Strokes. Słucha się tego wyśmienicie. Anatol na Co->z->tego ponownie eksperymentuje z szorstkimi lo-fi gitarami i udowadnia, że świetnie idzie mu kontynuowanie spuścizny Złotej Jesieni. Panglossian (Foghorn i Zguba) czarują na Traces de pas pełnym majaków space rockiem. Biały Falochron na Dobra przygoda, która musi się skończyć brzmią trochę jak Wczasy w pełnym post-punkowym anturażu, co może się podobać. Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi ponownie zachwycają. Droga do domu to trochę black, a trochę polska zimna fala, ale przede wszystkim kolejny w tym artykule kres. Duet kończy tym albumem działalność, ale można się spodziewać jakiegoś kolejnego aliasu i nowego brzmienia w przyszłości.
Na koniec garść singli. Olga Meder ma swoje Dylematy, które brzmią nie tylko dojrzale, ale też emanuje z nich kompozycyjna pewność siebie. Oby była z tego płyta. Roberci wydali dwa single i poza debiutancką Nierówną grą są też Bracia sokolnicy: dzieje się tutaj dużo przyjemnych gitarowych rzeczy. Feral Atom przeniosła się do Seszele Records i wydaje tam Zostać tu, który jest pierwszą zapowiedzią nowej płyty. Wyjątkowy eteryczny klimat, rozpływający się wokal, dream popowa gitara. Chce się więcej. Loveworms nagrali jeden post-punkowy utwór (Falling for it) i zaczynają pozować na polskie Dry Cleaning. W przyszłości mogą namieszać. Marta Bijan na najnowszych singlach odchodzi od chamber popu na rzecz większej taneczności. Szkoda, chociaż wciąż są to udane utwory. Michał od kości wydał kilka przyjemnych piosenek, które wróżą mu świetlaną przyszłość. No i Koty Records: seria melodyjnych singli od Osoby i utwory od Bazgrołki (płyta ukazała się dopiero na początku tego roku). Rycerzykowa szkoła songwritingu (satelita) czy nowofalowa sztuka użycia saksofonu (Dziewczyna z Seattle)?