PRO8L3M – PRO8L3M / mat. prasowe

PRO8L3M – „PRO8L3M″

Trudno uwierzyć, że debiutancki album Oskara i Steeza83, występujących jako PRO8L3M, ukazał się dopiero teraz. Już od pierwszej, wydanej przed trzema laty EP-ki „C30-C39”, elektryzowali środowiska muzyczne, nie tylko hip-hopowe. Wydany rok później mixtape „Art Brut” zdawał się pieczętować pozycję duetu i przysporzył im grono licznych fanów. Był to powiew świeżości i dowód, że w Polsce da się robić rap o jakości amerykańskiej. Sample z polskich przebojów lat osiemdziesiątych (Halina Frąckowiak, Marek Biliński, Budka Suflera, Zdzisława Sośnicka) nadały wydawnictwu charakter mostu łączącego kulturę młodego i starszego pokolenia. Teraz przyszła pora na kolejny krok, nieco różny od poprzednich wydawnictw, ale równie wyrazisty.

Ta różność wyraża się głównie w bardziej futurystycznym klimacie. Zwiastował to już singiel „2040”, który przedstawia dystopijną wizję świata opowiedzianą przy dźwiękach czerpiących z retrowave. Podobnie utwór „Molly”, skrywający za prostackim tekstem drugie dno, mówiące o życiu w wirtualnej rzeczywistości, które można postawić na równi z narkotykowym odlotem i które zakrywa sens realnej egzystencji. Już tu zaczęły się ujawniać licznie potem zauważalne inspiracje popkulturą (tutaj Molly Millions z twórczości Williama Gibsona).

Jednak patrząc przez pryzmat całej płyty futurystyczna atmosfera wyraża się bardziej w bitach niż w tekstach. Steez83 wyniósł tę często spychaną na dalszy plan pracę na wyższy poziom, proponując słuchaczom rozbudowane elektroniczne kompozycje w zamian zapętlonych dudniących podkładów. Jest tu tajemniczy „Strumień” ze świetnym, ale zbyt krótkim końcowym fragmentem, gęsty od efektów „Prequel”, wypełniony scratchami „Toast” i wyciszająco-agresywny „Art. 258” z lekko sunącym pianinem. Dobór sampli to również najwyższa klasa („Cruisin'” Smokeya Robinsona w „Molly” czy „Wasted Years” Scotta Lavendera w „2040”) i potwierdzenie tezy, że Steez83 tę sztukę opanował wzorowo.

Lirycznie album wypada bardzo zaskakująco. Nie tylko z powodu poruszanych tematów (wizja przyszłości, zagrożenia ekstremizmem islamskim, bezsens handlu narkotykami), ale samej formy. Płyta zaczyna się od utworu „Outro”, a kończy kompozycją „Intro”. Ten zabieg można interpretować jako zabawę konwencją albumu albo przyjąć, że opowieść kreowana przez Oskara jest formą retrospekcji. Niezbyt optymistycznej, co warto zaznaczyć, bo zarysowane w „Prequelu” marzenia podmiotu lirycznego prowadzą do ostatecznej klęski jego człowieczeństwa i uciekania w niepoprawną drogę (o czym dowiadujemy się już w „Outro”). Przedśmiertne wspomnienie to opowieść o wyniszczeniu niemoralnym i bezsensownym życiem, które ostatecznie kończy się zbyt późnią refleksją („Dr Melfi”), koniecznością spisania testamentu (w „Intro”, przy rozbrzmiewających słowach Alana Wattsa) i nieuchronną śmiercią. Cała historia opowiedziana przez Oskara obfituje też w dźwiękowe efekty (odgłosy dżungli, lotniska, deszczu czy kasyna) i wokalne zabawy (np. udawanie czyjegoś głosu). To stymuluje wyobraźnię i pozwala wyobrazić sobie fabułę albumu w odniesieniu do odpowiednich realiów.

Debiutancki album duetu z Warszawy czerpie pełnymi garściami ze stylistyki rapu ulicznego, ale jednocześnie stanowi jej zaprzeczenie. Nie tylko z powodu świetnie dobranych sampli, eklektycznych bitów i nienagannego sposobu prowadzenia narracji. Opowieść, która rozwija się na 45 minutach płyty, piętnuje gloryfikowane wśród większości raperów postawy – narkomanię, rozwiązłość, pogoń za pieniędzmi. I chociaż wyciągnięcie takich wniosków nie nasuwa się od razu i wymaga wsłuchania się w krążek, to mam nadzieję, że Oskar i Steez83 wpłyną wydźwiękiem albumu na środowisko polskiego hip hopu. Bo z taką jakością brzmienia moc rażenia mają ogromną.