Polska migawka: Kwarantanna edition #2

Tym razem bez ram czasowych, bo jest i trochę nowości, i trochę zaległości z ubiegłego roku, które nie zmieściły się do podsumowania. Jak zwykle za to jedna rzecz bez zmian – mnogość zespołów, wykonawców, artystów i treści w całym artykule. Mnogość tak duża, że wpis dla wygody trzeba było podzielić na dwie części. Co stanowi dobrą diagnozę obecnego stanu polskiej sceny.

Muzykę sypialnianą można rozumieć na rózny sposób. Józef i Zofia tworzący label Ciche nagrania wychodzą z założenia „Ciszej, wolniej, mniej”. Ich muzyka, zarówno w duecie, jak solowo, to niemal szeptane kompozycje. Józef swoją twórczość określa jako slow-fi. To prawda, bo to zarówno lo-fi, jak i slowcore, ambient pop czy dream pop. Zeszłoroczna EP-ka „Bycie z kłopotami” sprawia wrażenie, jakby ktoś śpiewał nam do ucha i to śpiewał (a może szeptał?) bardzo pięknie. Zofia, która tańczy też w teledysku do najnowszego, trochę awangardowego singla Józefa „Cicha wiosna”, przedstawia na płycie „Otulenie” dokładnie to, co na myśl nasuwa sam tytuł. To field recording z intymnym klimatem i ambientem. Nie jest przypadkiem, że na Bandcampie zamiast wydania CD można kupić pudełko zapałek – ciche trzaski palącego się drewna tylko dodałyby dodatkowych wrażeń podczas słuchania.

Również bardzo kontemplacyjnie i spokojnie gra Blush Cannon. Album „Dead End”, nagrany ze współpracy z Jaśkiem Szczepańczykiem, brzmi jak bedroom emo-folk, który jednak nie jest brzmieniowo ubogi, a częsty kompozycyjny minimalizm jest bardzo przemyślany i doprawiony dodatkowymi instrumentami tam, gdzie trzeba. Natomiast haptar bywa nie tylko kojący, ale też dosadny, na swoim krótkim albumie „brave enough”. Tu jest już więcej shoegaze i post-rocka, ale szkielet to ciągle sypialniane granie o dużej immersyjności. Nie sposób się od tej płyty oderwać, nie sposób jej nie docenić, szczególnie dzięki świetnej drugiej połowie. Bijemy się w pierś, że przegapiliśmy ją w ubiegłym roku i polecamy absolutnie każdemu.

W lutym Haptar ponownie został wydany w Opus Elefantum Collective. To jednak nie jedyne nowości z jednego z naszych ulubionych labeli. O „I’ll Try Not to Wake You” Bałtyka pisaliśmy już tutaj i w zasadzie od tego czasu nic się nie zmieniło – dalej jesteśmy pod wrażeniem twórczości artysty, który bardzo wyraźnie określa swoje inspiracje i wie, co chce osiągnąć swoją muzyką. W godzinną podróż śladem ambientu, field recordingu i muzyki konkretnej zabiera Lugshar. „Muzyka naiwna” jest taka tylko z nazwy – to dojrzały materiał o bardzo charakterystycznym i przemyślanym brzmieniu. Jest w końcu Astrokot z albumem „Astrokot i przyjaciele z odległych galaktyk”, zupełnie nieprzypadkowo wydanym akurat 20 kwietnia. To pełen psychodelicznych odlotów materiał żeniący ze sobą krauty, drony i space rocka. No i mruczenie. Mruczenia nie mogło zabraknąć, w końcu to kot w kosmosie. A, no i jeszcze singiel. Jeden, ale ważny i dobry: Klaudia Miłoszewska i „Śnię”, do którego swoje trzy grosze dorzucił też Spopielony.

Emo, już nie bedroomowe, to też bardzo mocna ekipa. Znani w środowisku daysdaysdays wydali następcę swojego „demo” sprzed dwóch lat – płytę „podium nie ma”. Bardzo zwarte, energetyczne i agresywne kompozycje, które zahaczają o punk, to silna strona warszawiaków. W stronę punku idą też poznaniacy z Willa Kosmos. Ich album ma się ukazać niedługo nakładem Koty Records, ale już teraz można posłuchać utworu „Parki” z miłym teledyskiem, zapadającym w pamięć tekstem i przede wszystkim surowymi gitarami. Bardziej math-rockowo grają Cinnamon Rolls, którzy na koncie mają na razie tylko liczącą dwa utwory EP-kę „Dinosaurs”. Ale skoro tyle wystarczy, żeby zaciekawić, to stać ich w przyszłości jeszcze na dużo. Krzykliwy post-hardcore ze świetną pracą gitar grają za to zawody. Najbardziej to słychać na singlu „zimą”, ale warto też sięgnąć po „demo z piwnicy”.

W powyższym gronie w normalnej sytuacji znalazłby się również zespół Lukier. Ale o dziwo artyści zdecydowali się odejść na chwilę od swojego garażowego grania z noisowymi naleciałościami na rzecz marzycielskiego grunge. Tak właśnie brzmi podwójny singiel „Fairies/Pixie Dust”. Tu przychodzi na myśl brzmienie WAiT, którzy sami o sobie mówią, że grają dream punk. EP-ka „a cry for the world” z zeszłego roku przesiąknięta jest właśnie lżejszą odsłoną punka, z syntezatorami i miękkimi wstawkami. co brzmi zaskakująco dobrze, ale momentami też wystarczająco agresywnie, żeby nie zatracić punkowej buty.

W twórczości Love Glove jest przede wszystkim potraktowany metalem shoegaze, czyli coś na wzór Deftones. Co ciekawe, grupa współpracowała również ze Stay Nowhere, którzy również lubują się podobnym brzmieniu. Są już więc w Polsce dwa zespoły, które mocniejszego rocka z garażowym brzmieniem łączą z shoegaze, a jeśli będzie on brzmiał tak jak na „The Soft War” czy „Reload Mode”, to w podboju zachodniej Europy droga wolna. Czekamy na dłuższy materiał.

Duet Zimowa kochamy całym serduszkiem. Album „Cover the Fall” ukazał się już pięć lat temu, więc tym lepiej, że jego następca zdołał już ujrzeć światło dzienne. Płyta „Ze snu” to jeszcze więcej brudnych gitar i mrocznego synthpopu, tym razem w całości po polsku, dzięki czemu wokal Anety Maciaszczyk błyszczy jeszcze bardziej, stanowiąc idealną opozycję do coldwave’owej gitary. Teraz tylko czekać na możliwość zobaczenia śląskiego duetu na żywo.

Również w „zimnej” estetyce działają inne zespoły. Give Up to Failure wydali w zasadzie jeden studyjny utwór, ale za to jaki: „All I Wanted” ma w swoim brzmieniu senny mrok, w którym ledwo wyłania się śpiewający z oddali wokal. W gąszczu gitar można się zgubić i w śnie pozostać na zawsze. Album „Burden” już wkrótce. Jeśli natomiast bliski nam mrok, ale nie aż tak, można posłuchać zespołu Uncle’s Confession. Działający na najwyższych obrotach perkusyjny automat zbliża go do coldwave albo post-punku, ale za to syntezatory bywają momentami niemal synthpopowe, a gitary noisowe. Dlatego jest ciekawie, a na EP-ce „Pętla” również bardzo do sedna (materiał trwa mniej niż kwadrans). Zdecydowana rekomendacja.

Brytyjczycy ze Squid są obecnie sensacją post-punkowego grania i to ciekawe, że w Polsce również jest zespół o takiej samej nazwie. Polskie Squid jest duetem trochę post-rockowym, trochę elektronicznym, trochę nawet tanecznym, który działa we Wrocławiu i współpracuje z tamtejszym Regime Brigade. Właśnie ukazał się ich album „Youth”, którego singiel tytułowy brzmi jak plażowy jam na słoneczne dni, a „Solaris” jak nowe wcielenie synthwave. Słowem: wszechstronni.

„Dziwna elektronika z Warszawy” – tak przedstawia się Palcolor, u którego stolica rzeczywiście odgrywa ważną rolę. Informują o tym zarówno okładki, jak i tytuły („Muranów Workshop”, „Długa 1”). Sama muzyka to przede wszystkim minimal techno i IDM o eksperymentalnych naleciałościach, a z najnowszego materiału warto sięgnąć po „Palcolor” i „Nocna Ptica”.

Nie tylko kiedyś Julia Pietrucha, ale teraz też Marcin Januszkiewicz ucieka od serialowej kariery aktorskiej w świat muzyki. Chociaż może niekoniecznie „teraz”, bo debiutancki singiel artysty, wydającego jako BLASK (z producentem – Mariuszem Obijalskim), ukazał się jeszcze w 2018 roku. „Nobody” ujmował delikatnością i oczarowywał, trochę jak coś od Apparat albo Jamiego Woona. Najnowszy „Memories” pachnie nawet trochę solowym Thomem Yorkiem i Jamesem Blakiem, wyróżniając się znacznie „gęstszą” niż poprzednik produkcją.  Z niecierpliwością czekamy na więcej!

Gdański zespół BYTY mówi o sobie, że gra nu-jazz i art pop. Słychać tu jeszcze trip-hop i od razu wiadomo, że mamy do czynienia z projektem całkiem dobrze wpasowującym się w słabo dotychczas eksploatowaną niszę. Pierwsza EP-ka zespołu, trochę bardziej eksperymentalna, ukazała się dzięki labelowi Przesada, natomiast druga została puszczona w świat własnym sumptem całkowicie za darmo. Bardzo dobrze, że nu-jazz w Polsce to nie tylko „wysokobudżetowy” Skalpel, ale również lo-fi granie z Pomorza, które w swojej roli wypada znakomicie.

Jeszcze trochę rzeczy z Białegostoku poza debiutującą Feral Love z poprzedniej części migawki. Po pierwsze Waterville. Kolejny z projektów Bartosza Niedźwieckiego, w którym trio dopełnia stale współpracujący z nim Marcin Adamczuk i wokalistka Hiacynta Szulc. EP-ka „Shades and Whispers” była gotowa już od dłuższego czasu, jednak teraz nadarzyła się okazja wydania materiału w zagranicznym labelu Shore Dive Records. Materiał nie odchodzi daleko od inspiracji Bartosza, czyli grup takich jak Warpaint, Daughter czy Mazzy Star. Do singla „Shadows” powstał również DIY teledysk, który prezentuje piękne krajobrazy z pogranicza Podlasia, Warmii i Mazur.

Bartosz jak zwykle działa również jako producent. Miał swój udział w dopieszczaniu twórczości zespołu Dots, a dokładnie singli „Przedwiośnie” i „Kamień”. Obecna sytuacja popsuła trochę plany związane koncertowaniem, ale debiutancki album „Kamy” ukazał się i tak. Na pewno wyróżnia się z niego kilka singli (produkowanych już przez Pawła Konopko) m. in. świetnie brzmiąca gitara na „Pierwszy czwarty” czy podchodzący pod dream pop klimat utworu tytułowego. Będziemy się wgłębiać w całość. I obserwujemy. Podobnie jak Faustynę Maciejczuk, która również pochodzi z Białegostoku, ale nagrywa już coś zupełnie innego. Czy to zapadający w pamięć skoczny indie pop na „Back to You”, czy spokojne „Listy” ze sporą dawką głosowego aktorstwa. Jest obiecująco.

Polonia Disco to inicjatywa, która umila życie w każdej chwili. Niedawna edycja odbyła się zdalnie, a jej finalnym efektem jest 11 kwarantannowych piosenek w przeróżnych stylistykach. Szczególnie polecamy  egzotyczne „NBP Wave”, „Grzybki” z coldwave’ową gitarą i „Ziemniaczki” z domową instrumentacją.

Krótka popowa wieść: debiutancki singiel „Słowa” Antoniny jest bardzo przyjemny. Co prawda artystka nie odkrywa nic nowego na electropopowym poletku, ale między „dobrze” a „genialnie” jest przecież cała masa pozytywnych przymiotników, z których co najmniej kilka celnie opisałoby „Słowa”. A że to dopiero debiut? Cóż, tym lepiej wróży na przyszłość.

O duecie Dog Whistle chyba mało kto już pamięta, ale o jego połowie, czyli Helenie Marzec-Gołąb, każdy sobie zaraz przypomni. Artystka zadebiutowała solową EP-ką jako LUSTRA. Składające się z czterech utworów „Pryzmaty” inspirowane są ejtisową elektroniką i jej współczesnymi reminiscencjami – słychać zarówno trochę New Order, jak i Austry. Za mocno syntezatorowe produkcje odpowiada OXOS (znany też jako Hey Karen), który swoich sił próbuje również solowo, choćby w singlu „Head on the Floor”.

Kobiecy projekt elektroniczny to również vittuma. Artystka jednak wcale nie debiutuje, ma bowiem na swoim koncie trochę solowego materiału i występy w zespole Løvte. EP-ka „Megumi” to organiczne podkłady i ważna rola wokalu – za wszystko odpowiada vittuma we własnej osobie. W utworze tytułowym wokalistka brzmi jak Björk na produkcji Arca albo FKA twigs. Klimatyczny minialbum.

Przykładem elctropopu posępnego i powolnego jest „CIAŁO” od duetu JAŹŃ. Warszawiacy mają na koncie tylko ten jeden utwór, ale wyróżnia się on zarówno tekstowo, jak i muzycznie (dobitnie nawracający motyw). Również posępnie, ale z trochę mniej przytłaczającym brzmieniem, tworzy Szaman. „When ?” pełne jest zapętleń i pogłosów. Dodatkowo pogrywa z piosenkową strukturą. Bliżej tu do Jamesa Blake’a w momentach, w których odchodził on od klasycznej formy utworu w imię bardziej wygładzonego kontemplacyjnego brzmienia. Oba projekty warto obserwować, bo mogą powiedzieć i zagrać jeszcze wiele ciekawego.

Przykład szybkiego pięcia się na drabinie sukcesu artystycznego to duet XDZVØNX. Ich album „Everything We Dream About” to witch house, industrial i darkwave, inspirowany Purity Ring i Crystal Castles. Zaskakuje nie tylko gościnny występ Belmondo (który dogrywa się innym rzadko), ale też energia naprawdę bliska swoim inspiracjom. Na scenie koncert duetu musi być prawdziwym odlotem, ale nawet studyjnie jest to coś, przy słuchaniu czego nie da się ustać w miejscu. Bardzo udana płyta. Warto jeszcze sprawdzić zeszłoroczną, inspirowaną bułgarską muzyką folkową, EP-kę „Mayko”.

Może mało kto jest chętny do czytania komentarzy na temat mainstreamu, ale warto dorzucić jedną obserwację. Otóż coraz częściej pojawiają się w produkcjach czołowych artystek i artystów wpływy muzyki latynoskiej i reggeatonu. Niby nie jest to trend kompletnie nowy, ale w polskich hitach radiowych zazwyczaj króluje tak nijaka produkcja, że ten zryw przyjmować należy z nadzieją (choć też pewnie i drobną obawą). Jak na razie z wyróżniających się rzeczy jest nie tylko zeszłoroczna płyta Margaret („Gaja Hornby”), ale też stosunkowo świeże „Nowe plemię” (Maggi zarapowała też „Przebiśniegi” i cóż, zupełnie przypadkiem wyrasta na nadzieję żeńskiego rapu w Polsce) oraz nowy singiel Viki Gabor (!): „Getaway”.

O tym, że Lonker See jest już marką nie tylko w Polsce, ale i na świecie, wie każdy zorientowany. Nowy album Pomorzan tylko to potwierdza. „Hamza” to psychodeliczny odlot, z powoli rozwijającym się klimatem, mocnymi ciosami („Gdynia80”, „Put Me Out”), jazzowymi wstawkami i przyjemnym wokalem. Można przewidywać, że w co najmniej kilku zagranicznych podsumowaniach roku znajdzie się dla Lonker See miejsce.

Jakimś zrządzeniem losu w Polsce raczej nieczęsto sięga po lata sześćdziesiąte. The Fruitcakes jednak robią to ciągle. Pisaliśmy o nich w pierwszej odsłonie naszego przeglądu prawie trzy lata temu, teraz donosimy o kolejnej płycie zespołu, który najbardziej inspiruje się wczesnymi psychodelicznymi odjazdami Pink Floyd („Home”) i wokalnymi harmoniami The Beatles („Wherever”). Całe „Into the Sun” to warta uwagi płyta, która świetnie sprawdziłaby się teraz w plenerowym wydaniu na żywo. Cóż, na to niestety będziemy musieli jeszcze poczekać.

Slowcore to w Polsce rzadkość (chociaż w tym artykule już się pojawiło), dlatego dobrze, że są Free Games for May. Zespół wydał w 2018 roku EP-kę „No Snow”, a teraz szykuje się do wydania kolejnej. „Leave a Bruise” ukaże się 11 czerwca i zapowiada ją singiel „John Cazale Was a Dancer”, na którym jest trochę szorstkiego indie, a trochę shoegaze. Poza tym wokalne harmonie i kilka minimalistycznych riffów. Tak właśnie wygląda dobrze skomponowany utwór, oby i tak wyglądała cała EP-ka.

Stricte folkowa muzyka potraktowana łagodniej? Taką wizję prezentują Yurodivi. „Obrazy polskiej wsi” to album pełen wyciągniętych wprost z wiejskich zaśpiewek wokaliz, etnicznego brzmienia i klimatu lokalnych wierzeń, ale potraktowany dużą dawką muzyki elektronicznej i krztą post-punku. Brzmi to wszystko lżej niż choćby Kapela ze wsi Warszawa czy eksperymentalny Księżyc, a jednocześnie nie traci na magii i specyficznym klimacie. Zaskakująco dobra płyta.

Naszym stałym czytelnikom nie trzeba pewnie przedstawiać Młodego π. Członek kolektywu Mewra Hobbyn oraz jeden z najbardziej błyskotliwych polskich raperów wypuścił w świat aż dwa nowe nagrania. Po pierwsze współpraca z Adonisem, której wczesną zapowiedzią był wydany dawno temu singiel „Jesienna defensywa” – teraz ukazała się cała EP-ka „W strefie dyskomfortu”, która obfituje w wyprodukowane przez Adonisa instrumentale, w bezbłędny sposób romansujące z hipnagogicznym popem i stylistyką lo-fi. Sam raper jest co prawda mniej słyszalny, przez co jego gry słowne mają mniejszą moc rażenia, ale dla całościowego efektu tę ułomność można wybaczyć. Dla przywiązanych do dawnego π jak ulał podpasuje za to mikstejp „Ani to zmiksowane ani na taśmie”, na bitach z recyklingu i w bardziej minimalistycznej oprawie.

Miły ATZ nie jest świeżą krwią w polskiej rapgrze – już pięć lat temu współpracował z Mordor Muzik w budowaniu podwalin pod ojczysty grime. Teraz przyszła pora na kontrakt z Def Jam Poland i solowy longplay. Album „Czarny Swing” ujrzy światło dzienne pod koniec maja, a już teraz można posłuchać kilku singli. W tym do utworu tytułowego, którego bit mocno podkręca standardy odważnej i eksperymentalnej produkcji. „Copypaste” ma bardziej leniwe flow, ale brzmienie też przyjemnie się wyróżnia UK bassowym sznytem. Zapowiada się na to, że płyta będzie nie tylko tryumfem Miłego, ale też Atutowego, producenta, który stoi za tymi dźwiękami. Oby więcej takiej świeżości w rodzimym rapie!

I ostatnia rzecz do rapu. A w zasadzie dwie: MA$KY to X i Y, ludzie, którzy od lat związani są ze sceną, ale w ramach walki z kultem wizerunku próbują zaistnieć muzyką. Jak na razie dostaliśmy singiel „Lexus”, trochę w stylu futurystycznych utworów PRO8L3M. Zżera nas ciekawość co do tożsamości artystów, ale na pewno nie są to debiutanci, o czym świadczy choćby premiera teledysku na kanale Koka Beats Pezeta. Jest też KONERA. Na EP-ce „swayzin” rapuje on na bardzo nietypowych bitach, dalekich od trapu, bliższych raczej klubowym brzmieniom (UK bass? deep house? reggaeton? dzieje się tu piekielnie dużo). Z tego wszystkiego wyłania się obraz jednego z ciekawszych polskich projektów rapowych ostatnich lat, a poza krótkim albumem można się jeszcze wziąć za dłuższy – zeszłoroczny „Palmy”.

Skoro UK bass, to warto też przywołać najnowszą EP-kę Enzu. W końcu coś solowego od artysty produkującego m. in. dla Gverilli i Otsochodzi czy współpracującego z Flirtini. „Relapse” to głównie wonky i UK bass, które w odpowiednich warunkach sprawdziłoby się nawet jako bity pod eksperymentujących raperów. W kwestii eksperymentu – swoją ogromną charytatywną składankę wydał label glamour. „𝓈𝒶𝓁𝒶𝓉𝒶²²⁰⁵ (charity compilation for Maciek)” to dokładnie 109 nigdy nie publikowanych utworów od ogromnej rzeszy polskich artystów. Potężna kolekcja utworów za mniej niż złotówkę każdy. Uczciwy zakup i ogromna pomoc w rehabilitacji i powrocie do funkcjonowania dla Maćka. Co jeszcze w trawie piszczy? Sporo ciekawych miksów na zamówienie Luksja Sound. Tu można przejrzeć wszystkie, wśród artystów są m. in. Young Majli, Ink Midget czy Tommy.

I jeszcze rzutem na taśmę świeże newsy od duetu Sarmacja. Ich album „Jazda polska” ukaże się 19 czerwca w brytyjskim labelu Byrd Out. To jednak nie jedyna zagraniczna wieść. Jeden z utworów na płycie zremiksował legendarny The Orb. Na płycie gościnnie zaśpiewała również Kacha z Coals. Już teraz można posłuchać singla „Olimpijczyk”, po którym wiadomo, czego się spodziewać: autorskiego dubu, w którym do gatunku podchodzi się od każdej możliwej strony. Mieliśmy już okazję posłuchać urywków płyty i z pełną powagą informujemy, że to będzie jeden z ważniejszych polskich albumów roku, na który goście dodatkowo wnieśli dawkę autorskiego podejścia.

Inne warte uwagi płyty, EP-ki i single: Deadly Firend („Safeword”), Zamilska („Uncovered”), Wiktor Stribog („Latem” i „Lutym”), Seltron 400 („Jaka forma?”), Astma („Mountain Scream”), Rabbit on the Moon („Random” EP), Artykuły Rolne („Jeśli możesz, zostań w domu”), Earth Trax & Newborn Jr. („Truth” EP), VTSS („Identity Process” i „Chanting from a Tiny Book” z Bjarkim), delay_ok („Modern Uganda” i „Loading 7%„), Królestwo („Antracyt”), Titanic Sea Moon („Mother of All Valentines”), Lutto Lento („Fortuna”), Holden & Zimpel („Long Weekend” EP), Trupa Trupa („I’ll Find”), Błoto („Erozje”), Bajki o dorosłych („Bajki o dorosłych”), DJ Duch („Labirynt Śmierci”), Kurkiewicz („Errands”), Der Father („Surrender”), Spirits of the Air („S/T”), Król Słońce („Maj”), Mikromusic („Mikromusic w Starym Maneżu”), Dawid Grzelak („Rok od wydarzeń w Londynie”), Ander („Tulpa”).

Pod koniec jak zwykle garść ciekawych teledysków: The Freuders („Hannibal”), Legumina („Fake Your Funeral”), Bluszcz („Atlanta” i „Wyjątkowo zimny maj”), Francis Tuan („Borders”), Olga Polikowska i Gverilla („Obiecaj”), Bastard Disco („Sophia” i „Shining Confidence”), Stay Nowhere („Run”), Karolina Czarnecka („Módl się za nami”), Młody kotek („Krew”), VSHOOD („Bring Me to the Light”), Izes („Dress Was So Red”), Ku Ku („Nightopians”), blurryimage („Woods”), Maria Tyszkiewicz („Ufam sobie”), Tuzza („Warszawska Nike”), Terrific Sunday („Młodość”), Kroki („Balon”), Coals („Plum”), Santabarbara („Lucre”), Palompo („Truskawki”), Hania Rani („Leaving” i „F Major”), INA WEST („Soldier”), Wczasy (koncert w SpiralaROOM), Misia Furtak („Energia”), Resina („Procession / Surface (M8N Remix)”), Rezerwat („Zaopiekuj się mną (Wersja specjalna)”), GOSKA („Remont w głowie”), marlen („Make It”), OREADA („Głos”), Leepeck („Śnieg”), Magda Ruta („22”), P.Unity („Biological Speculation”), Jazz Band Młynarski-Masecki („Yo-Yo”), Głupiowyszło („Powrót do przyszłości”).